Urojenia, które są rzeczywistością
Wyobraź sobie, że widzisz sparaliżowanego człowieka, który żarliwie zaprzecza, że cokolwiek mu dolega. Albo że słuchasz ofiary amputacji, która skarży się na ból odciętej kończyny i zapewnia, że żywiołowo nią gestykuluje, gdy opisuje ci swoje odczucia. Prawdopodobnie uznałbyś, że przynajmniej jeden z was zwariował. Ale prawda mogłaby być inna…
Dopiero teraz, gdy czytasz te zdania, zaczynasz wyraźnie odczuwać, że twoja klatka piersiowa unosi się w rytmicznym oddechu, a serce odmierza kolejne uderzenia. Być może poczujesz również, na których mięśniach i kościach aktualnie spoczywa ciężar twojego ciała. Jeśli jeszcze nie odstawiłeś lektury tego tekstu, zaczynasz nawet czuć, że twoje wargi i język wykonują delikatne ruchy, nawet jeśli czytasz te zdania w myślach
Oczywiście to nie ten tekst wywołał pracę twojego serca i przepony ani nie sprawił, że poczułeś, iż twoje stopy dotykają podłoża lub wiszą w powietrzu. Po prostu właśnie zwróciłeś na to wszystko uwagę. Nie jest wielkim odkryciem stwierdzenie, że wiele kwestii związanych z naszym ciałem znajduje się poza naszą kontrolą, że – przynajmniej w pewnym momencie – możemy nie być świadomi istnienia i pracy swoich własnych narządów.
A czy możliwa jest odwrotna sytuacja – że jesteśmy w pełni świadomi czegoś, co faktycznie nie istnieje?
„Co ręka mojego brata robi w moim łóżku?!”
Pani Dodds, lewostronnie sparaliżowana w następstwie udaru, przekonywała lekarzy, że czuje się świetnie. Wszystkie podstawowe funkcje umysłowe pani Dodds działały bez zarzutu. Potrafiła się komunikować, widziała i słyszała, nie straciła pamięci. Zdawała sobie sprawę, dlaczego znalazła się w szpitalu – przed dwoma tygodniami przewróciła się w łazience, a jej córka wezwała pogotowie; pamiętała badania rentgenowskie i rezonans magnetyczny głowy. Mimo że od tego czasu nie podniosła się o własnych siłach z łóżka lub wózka inwalidzkiego, zaprzeczała, że dolega jej cokolwiek poza zwyczajnym bólem głowy.
Zapytana o to, czy jest w stanie chodzić, klaskać, ruszać obiema dłońmi, pani Dodds wpadała w lekką irytację – była przekonana, że potrafi to wszystko, a mimo tego nikt, nawet jej własna córka, jej nie wierzy. W samooszukiwaniu sparaliżowana kobieta posuwała się nawet do tego, że podkreślała, iż dokładnie widzi, jak swoją lewą ręką dotyka czubka nosa lekarza.
Pani Dodds to jedna z wielu pacjentek słynnego amerykańskiego neurologa Vilayanura Ramachandrana, który dokonał szeregu przełomowych odkryć w neuronaukach. W jednej ze swoich fascynujących książek – „Phantoms in the brain” (Widma w mózgu) – Ramachandran opisywał jeszcze bardziej zaskakującą reakcję pacjentki znajdującej się w podobnym położeniu jak Pani Dodds. Gdy lekarz chwycił bezwładną rękę pacjentki i zapytał, do kogo jej zdaniem należy ta ręką, kobieta odpowiadała, że… do jej brata, i sama zaczęła się dopytywać, co u licha ta ręka robi w jej łóżku. Podobny przypadek opisał inny znany neurobiolog – Oliver Sacks. Jeden z jego pacjentów nieustannie spadał z łóżka, chwilę po tym, gdy położyli go na nim pracownicy szpitala. Zapytany, dlaczego ciągle zlatuje na podłogę, odpowiedział, że złośliwi studenci medycyny ułożyli obok niego rękę jakiegoś nieboszczyka, którą on próbuje zrzucić. W rzeczywistości była to jego sparaliżowana ręka.
Nieograniczona fantazja lewej półkuli
W artykule „Religijne mózgi. Dlaczego ludzie wierzą” wspominałem o podobnym mechanizmie, nazwanym przez Michaela Gazzanigę lewopółkulowym interpretatorem, który uaktywnia się u osób z przeciętym spoidłem wielkim. „Interpretator” podsuwa pacjentom, których prawa półkula została uszkodzona albo nie może komunikować się z lewą, dziwaczne hipotezy, Ramachandran pisze wręcz o „nieokiełznanej gotowości do przyjmowania absurdalnych poglądów”. Gdy wierzącego w absurdalne rzeczy pacjenta skonfrontuje się z lustrem czy nagraniem wideo, „interpretator” znów wymyśli jakąś odpowiedź albo pacjent przejściowo zaakceptuje swój stan, by po pewnym czasie epatować przekonaniem, że kłopoty zdrowotne, które faktycznie go dotknęły, teraz ma już za sobą.
Niezdolność do uświadomienia sobie stanu własnego ciała – anozognozja – to niezwykle dziwaczna przypadłość, pojawiająca się u niektórych pacjentów z uszkodzeniem prawej półkuli mózgu, skutkującej paraliżem lewej części ciała. Czasami łączy się ona z somatoparafrenią – zaprzeczaniem posiadania części własnego ciała. Nie jest to prostu żaden opisywany przez Zygmunta Freuda podświadomy „mechanizm wyparcia” ani choroba psychiczna w tym sensie, że problemu nie rozwiąże wizyta u żadnego, nawet najlepszego psychiatry. Pacjenci, którym udar uszkodził lewą półkulę, paraliżując prawą część ciała, prawie nigdy nie doświadczają anozognozji. Jeżeli „oszuka się” lewostronnie sparaliżowanych pacjentów cierpiących na anozognozję (na przykład stosując pudełko z odpowiednio ustawionymi lustrami), że ich prawa, czyli zdrowa ręka przestała funkcjonować, nadal będą oni utrzymywać, że dokładnie widzą, jak ich dłoń wykonuje odpowiednią czynność.
Tajemnica anozognozji prawdopodobnie tkwi w specjalizacji półkul mózgowych oraz neuronalnej reprezentacji własnego ciała. U zdrowych osób bezwzględnego osądu nad hipotezami – niekiedy absurdalnymi – wysuwanymi przez lewą półkulę dokonuje półkula prawa. Gdy ta niezwykle „konserwatywna” i chłodna w osądzie półkula jest uszkodzona, „lewopółkulowy interpretator” może swobodnie puszczać wodze fantazji.
Paraliż nieistniejącej ręki
Tom Sorenson miał 17 lat, gdy uczestniczył w wypadku drogowym i przeszedł amputację lewej ręki powyżej łokcia. Zgłosił się do profesora Ramachandrana, ponieważ nie mógł pozbyć się wrażenia, że jego lewa dłoń ciągle jest na swoim miejscu – czuł jej temperaturę i cierpiał z powodu jej chronicznego bólu. Tom, podobnie jak pani Dodds, był (w tradycyjnym rozumieniu) całkowicie zdrowy psychicznie.
Eksperymenty wykazały, że Tom doznaje takich samych wrażeń w swojej fantomowej lewej ręce, jakich doznaje na pewnym obszarze swojego policzka. Skropiony zimną wodą po policzku czuł również, jak krople zimnej wody spływają po jego amputowanej kończynie. Dotykany w lewy policzek, czuł także dotyk fantomowej dłoni.
John, inny pacjent z fantomową dłonią, został poproszony o „złapanie” fantomową dłonią filiżanki. Gdy Ramachandran gwałtownie odsunął filiżankę, John krzyknął z bólu – poczuł, jak lekarz wyłamuje mu fantomowe palce.
Niektórzy pacjenci po amputacjach skarżyli się, że ich fantomowe kończyny są całkowicie sparaliżowane. Czuli, jak gdyby były one wykonane z betonu albo wyciosane z bryły lodu. Sprawiało im to wiele problemów przy zwyczajnym przemieszczaniu się – musieli uważać, by nie urazić fantomowej dłoni. Mirabelle znajdowała się w całkowicie odmiennej sytuacji. W przeciwieństwie do Toma i Johna, którzy stracili ręce w wypadkach, Mirabelle urodziła się z rękami niewykształconymi. Mimo tego posiadała fantomowe dłonie i twierdziła, że podczas rozmowy ciągle nimi gestykuluje. Co więcej, Mirabelle czuła, że jej fantomowe dłonie są nieproporcjonalne, mniejsze niż powinny być, co powodowało dyskomfort, gdy zakładała protezy. Jej fantomowe palce znajdowały się w innym miejscu niż palce protezy.
Amputacja lustrem
Ramachandran sformułował śmiałą hipotezę. Uznał, że w mózgu znajduje się coś w rodzaju względnie stałej neuronalnej reprezentacji (obrazu) całego ciała. Istnieją komórki, które kodują obraz wszystkich części ciała – palców, dłoni, stóp, policzków, trzewi… Mózg wykonuje wiele operacji korzystając właśnie z tych reprezentacji, a nie samych części ciała. Przykład Mirabelle świadczył o tym, że ta reprezentacja ciała może być do pewnego stopnia wrodzona.
Komórki, które reprezentują w mózgu dłonie, znajdują się bardzo blisko neuronów tworzących obraz policzków, dlatego jeśli do mózgu przestaną docierać sygnały dochodzące z dłoni, to policzki z czasem „zawłaszczą sobie” komórki kodujące amputowane kończyny. Dlatego wywoływane na policzkach przenosiły się na fantomowe ręce. Późniejsze badania aktywności mózgu całkowicie potwierdziły tę hipotezę.
Jeszcze zanim urządzenia do neuroobrazowania dowiodły twierdzeń Ramachandrana, amerykański neurolog zaprojektował eksperymenty, które pozwalały jego pacjentom pozbywać się fantomowych bólów. W 1994 r. do Ramachandrana zgłosił się Philip Martinez, który dziesięć lat wcześniej stracił władzę w lewej ręce, a po pewnym czasie zdecydował się na amputację. Philip doświadczał fantomowej dłoni, którą nie był w stanie poruszać, a jej ułożenie powodowało u niego silny ból.
Ramachandran skonstruował bardzo proste urządzenie – pudełko przedzielone w środku lustrem. Poprosił pacjenta, by ten włożył do jednego otworu zdrową rękę, do drugiego kikuta, oraz wyobrażał sobie, że wykonuje takie same ruchy obiema dłońmi. Poza pudełkiem Philip nie był w stanie tego zrobić – jego fantomowa dłoń była sztywna. W pudełku pacjent mógł zobaczyć swoją zdrową, prawą rękę i jej lustrzane odbicie, które wyglądało jak jego lewa ręka. Choć oczywiście wiedział, że amputowana kończyna nie odrosła, pozbył się fantomowego paraliżu. Gdy zamknął oczy, ból wracał, jednak po kilkutygodniowej rehabilitacji na zawsze pozbył się fantomowego bólu, a nawet (prawie) całej fantomowej kończyny. Sparaliżowana fantomowa ręka została „amputowana” przy pomocy powtarzanego prostego złudzenia optycznego!
Miejscem, w którym znajduje się neuronowa mapa wszystkich części ciała, okazały się płaty ciemieniowe. U zdrowych osób ruch ręką zaczyna się we fragmencie płatu czołowego zwanego korą motoryczną. Powstałe tam sygnały biegną do mięśni znajdujących się w ręce oraz do innych struktur mózgowych – móżdżku i właśnie płatów ciemieniowych. Jeżeli ręka została amputowana, kora motoryczna ciągle nadaje swoje sygnały, ponieważ płaty ciemieniowe przechowują reprezentację dawnego stanu rzeczy – zdrowej ręki. Mimo że ręki w rzeczywistości nie ma, pacjenci ciągle doświadczają jej istnienia.
Rehabilitacja z pudełkiem przedzielonym lustrem po pewnym czasie pozwala na „przemapowanie” obrazu ciała utrzymywanego w płatach ciemieniowych. Podstawiając mózgowi widok lustrzanego odbicia zdrowej ręki w miejscu fantomowej kończyny, można „oszukać” swoją korę mózgową, że fantomowa dłoń się rusza – w efekcie ustępuje fantomowy paraliż. Na podobnym zjawisku prawdopodobnie opiera się anozognozja – pacjenci zachowują w swoich uszkodzonych strukturach mózgowych fałszywy obraz stanu własnego ciała.
Co jest fikcją, a co rzeczywistością?
Badania Ramachandrana i innych neurobiologów ożywiły odwieczne filozoficzne debaty. Jeżeli nasze doznania są generowane przez nasze mózgi, posługujące się różnymi reprezentacjami, to niezwykle cienka musi być granica pomiędzy rzeczywistością a urojeniem. Czym w ogóle jest rzeczywistość? Co istnieje naprawdę? Co to w ogóle znaczy, że coś istnieje „naprawdę”? Czy wszystko, co widzimy, czujemy i czego dotykamy jest wytworem naszego mózgu? Jeżeli tak, to w jakim stopniu?
Spośród filozofów jako pierwszy taką koncepcję zaproponował Immanuel Kant, stwierdzając, że to budowa naszego aparatu poznawczego narzuca nam takie, a nie inne postrzeganie świata. „Rzeczy same w sobie” – twierdził Kant – nie są poznawalne.
Czym jest zatem to, co postrzegamy?
Łukasz Kwiatek