Sztuczna inteligencja
Sztuka tworzenia sztucznej inteligencji (AI) dawno już wyszła ze swojej pierwszej, zalążkowej fazy, w której próbowaliśmy nauczyć maszyny myślenia ludzkiego, licząc na to, że uda nam się wyrzeźbić w krzemie „elektronicznego geniusza” – istotę poruszającą się zasadniczo po tych samych ścieżkach poznawczych, co my sami, tylko szybciej.
Program ten szybko się wyczerpał, a w latach 90. nastała „zima AI”. Dziś inteligencja maszyn ma już zupełnie inny rodowód. Elastyczna, płynna, niespecyficzna struktura, pod pewnymi względami przypominająca ludzki mózg, jest „karmiona światem” w potężnych dawkach i jej samej pozostawia się zadanie wykrycia porządku w tej surowej magmie danych. Programy tłumaczeniowe i szachowe, do analizy mowy ludzkiej i obrazów, zachowują się coraz inteligentniej, jednak kluczem okazało się nie ich ręczne dostrajanie na ludzki obraz i podobieństwo, lecz pozostawienie ich rozwoju metodzie prób i błędów, tylko częściowo nadzorowanej.
Ze zmianą metody wiąże się zmiana perspektywy. Tego typu AI nie jest już automatem, który ma posłusznie wykonać zadane mu polecenia. Bardziej przypomina partnera, którego rozliczamy z efektów, mając tylko ograniczony wstęp do wnętrza jego głowy, i któremu pozostawiamy na etapie rozwoju sporą dawkę wolności. Dopiero po fakcie zorientowaliśmy się, że to przecież właśnie w takich warunkach wyłania się nasza własna inteligencja. ©℗
ŁUKASZ ŁAMŻA