Proces
Józef K., 30-letni pierwszy prokurent wielkiego banku, dowiaduje się o drobnej pomyłce sądowej – zostaje aresztowany za czyn, którego nie popełnił.
Pewny siebie i obeznany z procedurami, decyduje się szybko i sprawnie wyjaśnić to drobne formalne nieporozumienie.
Na pierwszym spotkaniu z sędzią śledczym okazuje się, że ten uważa K. za malarza pokojowego, a całe jego akta sprawy to zatłuszczony zeszyt, który zniesmaczony K. – ku uciesze urzędników – triumfalnie podnosi dwoma palcami do góry. Cóż jednak z chwilowego triumfu, gdy żadna metoda nie działa?
K. postanawia więc wejść w sam środek sprawy, prowadząc dziesiątki rozmów z ludźmi mogącymi wpłynąć na proces w jedyny skuteczny sposób – poprzez zakulisowe wpływy, znajomości z sędziami i – oczywiście – romans. Szamotanie się tylko pogarsza sytuację. Gdy po K. przychodzą jego egzekutorzy, ten w końcu pojmuje. Pozwala im się prowadzić łagodnie, po raz pierwszy nie szamocząc się z ludźmi, którzy rozumieją z tego równie niewiele, co on sam. „Ruszył w drogę i z radości, jaką tym sprawił panom, także i na niego samego coś spłynęło”.
Franz Kafka, „Proces”, przeł. J. Ekier. Wiele wydań