O gustach się dyskutuje
Ewolucjoniści i psychologowie od wielu lat prowadzą badania nad mechanizmami atrakcyjności u ludzi.
W artykule „Piękno w oczach zwierząt” wraz z Łukaszem Kwiatkiem wyjaśniamy, dlaczego w przyrodzie tak popularne są „niepraktyczne” ozdoby u samców – poroża jeleni czy pawie ogony (przypomnijmy, nazywane są one przez biologów cechami epigametycznymi). Współcześni ewolucjoniści skłaniają się najczęściej ku różnym wariantom hipotezy, zgodnie z którą ozdoby wskazują na dobre przystosowanie ich posiadacza do środowiska, zdrowie oraz brak pasożytów. W uczciwy sposób sygnalizują więc samicy „dobre geny” potencjalnego partnera. Wspólnym mianownikiem wszystkich „teorii uczciwej sygnalizacji” jest genocentryzm: wybór samca o takich, a nie innych cechach maksymalizuje szanse na przetrwanie genów rodzica w kolejnych pokoleniach.
Co jednak z ludźmi? Na jakie cechy zwracamy uwagę dobierając się w pary? Innymi słowy: co nas pociąga (słowo „atrakcyjny” pochodzi do łacińskiego atractio, czyli „przyciągać”)? Z jednej strony, traktując poważnie teorię ewolucji, można się spodziewać, że darwinowski mechanizm doboru płciowego, selekcjonujący mutacje genetyczne, których fenotypowe efekty są atrakcyjne dla drugiej płci, zachowuje w przyrodzie ciągłość, a więc działa tak samo w przypadku Homo sapiens, jak i innych zwierząt. Z drugiej strony, choć dobór działa, siła selekcji może być w przypadku człowieka znacznie słabsza niż u zwierząt – pojawienie się ewolucji kulturowej mogło sprawić, że nasze gusta kierują się zupełnie innymi prawami.
Ozdobny umysł
Zainteresowanie naukowców mechanizmami atrakcyjności sięga przynajmniej końca lat 70. XX w., gdy ukazała się książka Donalda Symonsa „Evolution of Human Sexuality” (Ewolucja ludzkiej seksualności). Prawdziwe apogeum osiągnęło ono jednak w latach 90., wraz z powstaniem nowej dyscypliny: psychologii ewolucyjnej. Jej twórcy – Leda Cosmides i John Tooby – wraz ze swoimi uczniami potraktowali ludzki umysł jako zbiór programów inicjujących zachowania, dzięki którym nasi przodkowie rozwiązywali stojące przed nimi problemy adaptacyjne. Nie sprowadzały się one bynajmniej do „walki o byt” wyłącznie, ale dotyczyły także szeroko rozumianego życia w grupie, a więc i doboru partnerów oraz partnerek.
Geoffrey Miller w książce „Umysł w zalotach” (polskie wydanie: 2004 r.) wysunął równie słynną, co kontrowersyjną tezę, że w kształtowaniu się naszych zdolności poznawczych kluczową rolę odegrał dobór płciowy: „Umysł człowieka i ogon pawia mogą służyć podobnym funkcjom biologicznym (…). Najbardziej imponujące zdolności ludzkiego umysłu przypominają ogon pawia: są narzędziami zalotów, które rozwinęły się, żeby zwabić i zabawić seksualnych partnerów (…). Nasi przodkowie stali się inteligentną siłą kierującą ewolucją ludzkiego umysłu dzięki opierającemu się na ich zdolnościach umysłowych, inteligentnemu wyborowi partnerów seksualnych”.
Podejście prezentowane przez Millera określone jest mianem „hipotezy ozdobnego umysłu”. Miller wyprowadza z niej następujące konsekwencje: także produkty ludzkiego umysłu, takie jak poczucie humoru czy upodobanie do sztuki, wyselekcjonowane zostały przez dobór płciowy i stanowią współcześnie cechy epigametyczne, przypominające pawi ogon. Zgodnie z tą tezą, wybierając partnerów ludzie kierują się nie tylko fizyczną atrakcyjnością, ale – przede wszystkim – właśnie umysłem danej osoby i jego wytworami.
Czy jednak hipoteza ozdobnego umysłu broni się przed trybunałem empirii? Cofnijmy się do lat 60., czyli do „prehistorii” psychologicznych badań nad atrakcyjnością. Elaine Walster i współpracownicy ze stanowych uniwersytetów Minnesoty i Nebraski kojarzyli losowo mężczyzn i kobiety w pary, a następnie badali wpływ rozmaitych cech na ocenę atrakcyjności. Opublikowane w 1966 r. dane świadczą, że atrakcyjność fizyczna zdecydowanie wyprzedza inteligencję oraz rozmaite cechy psychiczne i osobowościowe. Dwa lata później wyniki te powtórzyły się w badaniu Richarda Brislina i Stevena Lewisa.
Czy śmiertelny cios został zadany teorii ozdobnego umysłu jeszcze przed jej powstaniem? Niekoniecznie, choć dobieranie się w pary jest bez wątpienia bardziej skomplikowane. Jak pokazują m.in. badania Giana Gonzagi z UCLA i jego współpracowników, na stabilność związku wpływa przede wszystkim dostosowanie wzajemnych oczekiwań obojga partnerów – zarówno jeśli chodzi o cechy fizyczne, jak i psychiczne. Kluczową rolę odgrywa również wzajemna komunikacja. Trzeba jednak dodać, że Richard Lippa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Fullerton i inni uczeni wskazują, że gdy idzie o dobieranie się w pary, cechy psychiczne są czułe na określone warunki kulturowe, podczas gdy pewne cechy fizyczne uważane są za atrakcyjne niezależnie od miejsca na kuli ziemskiej.
Kanony piękna
Jakie to cechy? Na podstawie przeprowadzonej w 2000 r. metaanalizy wyników różnych badań empirycznych Judith Langlois i współpracownicy zauważają, że konsensus panuje przynajmniej w jednej dziedzinie: w ocenie atrakcyjności twarzy. Podobne twarze męskie i żeńskie preferowane są i przez osoby dorosłe, oraz przez dzieci, i to zarówno wewnątrz tej samej kultury, jak i pomiędzy różnymi kulturami i grupami etnicznymi. Przykładowo, najbardziej pożądane przez mężczyzn są symetryczne i typowo „dziecięce” kobiece twarze: o wydatnych ustach, dużych oczach i małych brodach. Wynik ten interpretowany jest najczęściej jako argument za istnieniem ponadkulturowych kanonów, z którymi przychodzimy na świat i które nie są podatne na zmienne mody.
Oznaką fizycznej atrakcyjności kobiet jest sylwetka, wyznaczana przez odpowiednią dystrybucję tkanki tłuszczowej. Określana jest ona parametrem stosunku obwodu talii do obwodu bioder (tzw. współczynnik WHR). Mężczyźni preferują kształt wyznaczany współczynnikiem WHR o wartości 0,7. Z ewolucyjnego punktu widzenia sylwetka taka nie jest wartościowa sama w sobie, ale stanowi sygnał zdrowia i płodności potencjalnej partnerki. U mężczyzn ceniona jest natomiast muskulatura, która choć współcześnie nie jest już tak przydatna, dla naszych przodków stanowiła istotny sygnał siły potrzebnej w „walce o byt”. Bogusław Pawłowski z Uniwersytetu Wrocławskiego i Zakładu Antropologii PAN oraz jego współpracownicy w kolejnych rozdziałach książki „Biologia atrakcyjności człowieka” omawiają ponadto rolę czynników takich jak: pigmentacja skóry, owłosienie, zapach, tonacja głosu czy śmiech w mechanizmach rządzących atrakcyjnością płciową. Przykładowo, w ocenie atrakcyjności głosu kluczową rolę zdaje się odgrywać jego częstotliwość podstawowa. Kobiety preferują niski głos, który współwystępuje zwykle z szerokimi barkami (szerszymi niż biodra). Mężczyźni poszukują z kolei partnerek o wysokim głosie, który koreluje ujemnie z WHR – statystycznie im wyższy głos, tym talia węższa w stosunku do bioder.
Choć mechanizmy doboru płciowego odegrały niebagatelną rolę w kształtowaniu się naszych preferencji wyboru partnerek i partnerów, nie oznacza to, że kanony piękna ludzkiego ciała pozostają niezmienne zawsze i wszędzie. W „Czerwonej Królowej” Matt Ridley zauważa, że „Rubens z pewnością nie wybrałby Twiggy [słynnej modelki lat 60. XX wieku – red.] jako modelki”. Postrzeganie piękna ludzkiego ciała rzeczywiście zmieniało się na przestrzeni dziejów i nie jest uniwersalne dla wszystkich kultur. Trafnie ilustruje to zestawienie upodobań flamandzkiego malarza z przełomu XVI i XVII w. do „bardziej wyrazistych” kobiecych kształtów i preferencji współczesnego świata mody dla modelek o smukłej sylwetce, które czasem niebezpiecznie zbliżają się do granicy anoreksji i innych zaburzeń odżywiania. Zresztą, żeby sprawdzić, jak zmieniają się kanony piękna, wystarczy wybrać się do sklepu z zabawkami. Pod koniec stycznia firma Mattel wprowadziła na rynek nową kolekcję lalek Barbie. Tym razem nie są to już tylko nienaturalnie szczupłe blondynki, jak miało to miejsce przez kilka ostatnich dekad.
Apetyczne kształty
To jednak nie wszystko. Nasze postrzeganie atrakcyjności może się zmieniać nawet w bardzo krótkim czasie. Viren Swami z University College w Londynie i Martin Tovée z Uniwersytetu w Newcastle wykazali to w 2006 r. na łamach „British Journal of Psychology”. W przeprowadzonym przez nich badaniu wzięło udział kilkudziesięciu mężczyzn, których pytano najpierw o poziom sytości lub głodu (w podobnym badaniu, które w 2005 r. przeprowadzili Leif Nelson i Evan Morrison, uczestników podzielono na dwie grupy ze względu na bycie przed lub po obiedzie). Następnie brytyjscy badacze prezentowali im zdjęcia przedstawiające kobiety różniące się pod względem wagi i kształtu ciała, i prosili o ocenę ich atrakcyjności. Okazało się, że głodni mężczyźni preferowali kobiety o „pełniejszych” kształtach, zaś mężczyźni syci – kobiety szczupłe. Wynik ten wskazuje, że nasze preferencje nie zostały trwale zakodowane w trakcie filogenezy, ale podatne są na czynniki sytuacyjne.
Wszystko to pokazuje, że ocena atrakcyjności jest wypadkową dziedziczonych mechanizmów biologicznych, zmieniających się wzorców kulturowych i różnych czynników sytuacyjnych. Warto jednak podkreślić, że w rzeczywistości konkretni ludzie dobierają się w pary niekoniecznie tak samo jak w laboratorium – są przecież tacy, którzy bardziej cenią inteligencję niż urodę, albo wynoszą poczucie humoru nad atrakcyjną sylwetkę.
Niektórym badaczom hipoteza ozdobnego umysłu ciągle wydaje się więc bardzo atrakcyjna. Warto jednak pamiętać, że mówi ona nie tylko o mechanizmach atrakcyjności, ale także nierozerwalnie wiąże z doborem płciowym ewolucję naszego umysłu. Niewykluczone, że dla naszych plejstoceńskich przodków inteligencja faktycznie była seksowna, ale trudno wykluczać, że ludzki umysł ewoluował także – a może przede wszystkim – pod wpływem doboru naturalnego i presji kulturowej.