Nowa opowieść o człowieku
Na naszych oczach powstaje wyjątkowa mitologia. To nie tylko nowy gatunek literacki, ale też nowe zjawisko w kulturze.
Robin Dunbar, „Nowa historia ewolucji człowieka”, przeł. Bartłomiej Kucharzyk. Copernicus Center Press, Kraków 2014.
Pytanie „skąd pochodzę?” od zawsze było specjalnością religijnej mitologii. Bardziej rozwinięte religie odpowiadały także na pytanie „dokąd zmierzam?”. Obie odpowiedzi pomagają nam odnaleźć tożsamość – zorientować się, kim jesteśmy, jakie miejsce zajmujemy we Wszechświecie i jaki jest sens naszego życia.
W historii religii padały różne, czasem zadziwiające odpowiedzi na temat genezy człowieka. Np. w babilońskim poemacie „Enuma Elisz” ludzkość zostaje stworzona z krwi Kingu – boga buntownika skazanego na śmierć przez innych bogów. Mity greckie przekazują wiele opowieści o powstaniu człowieka. Według jednej człowiek został ulepiony z gliny i łez przez podrzędnego boga Prometeusza. Według innej – z kamieni rzucanych za siebie przez boską parę Deukaliona i Pyrrę. Według jeszcze innej – z posianych w ziemię zębów zabitego smoka. Z kolei w jednym z mitów hinduskich wszystko – także ludzkość – wyłoniło się z rozpadającego się ciała boga Pradżapatiego. Mity te uzasadniały naszą tęsknotę za lepszym światem (obecny w nas boski pierwiastek), ale zarazem skłonność do zła (jesteśmy konsekwencją zbrodni dokonanej w boskim świecie). Pozwalały pogodzić się także z naszą bytową mizerią (ludzkość to efekt degradowania się świata boskiego). Jak zauważa katolicki teolog o. Jacek Salij, według mitów człowiek jest „czymś w rodzaju metafizycznego śmietnika”. Z takiego patrzenia wyłamuje się biblijna opowieść o początku, w której motywem stworzenia człowieka jest miłość Boga, a zepsucie moralne zawdzięcza on własnym decyzjom.
To właśnie Biblia w cywilizacji zachodniej przejmie na długie wieki monopol na wyjaśnianie, kim jest człowiek, skąd pochodzi i dokąd zmierza. Sytuacja zmieni się w XIX wieku, kiedy to swoją odpowiedź na pytanie o genezę człowieczeństwa zaproponuje nauka. Po ukazaniu się w 1871 r. dzieła Karola Darwina „O pochodzeniu człowieka” niektórzy myśliciele uznali, że wreszcie ludzkość dowiedziała się o sobie prawdy, a odpowiedź nauki definitywnie zastąpiła mitologię biblijną. W czasach Darwina takim naiwnym entuzjazmem wykazali się m.in. Spencer i Haeckel, dziś podobne idee głoszą tzw. nowi ateiści – Richard Dawkins, Sam Harris czy Daniel Dennett.
Czy rzeczywiście nauka daje odpowiedź, na którą dawniej odpowiadała mitologia, czyli snuje nową opowieść o człowieku? Ściśle rzecz biorąc: nie. Nauka produkuje tysiące hipotez, mniej czy bardziej empirycznie potwierdzonych, będących próbami odpowiedzi na mnóstwo szczegółowych pytań dotyczących człowieka. Ten pokawałkowany obraz wcale nie składa się automatycznie w spójną całość. Za dużo tu niewiadomych, zbyt wiele niepewności. Wątpliwe, czy w ogóle nauka będzie kiedykolwiek zdolna do opowiedzenia jednej, spójnej, przekonującej historii naturalnej człowieka.
Nie znaczy to, że takiej opowieści nie mamy. Przeciwnie, mamy – i to w wielu odmianach. Mam na myśli książki popularnonaukowe, stawiające sobie za cel opowiedzenie historii powstania człowieka. Jako przykład wymieńmy dwie: „Przepis na człowieka” Marcina Ryszkiewicza i „Zanim człowiek stał się człowiekiem” Roberta Foleya.
Wyjątkowe miejsce wśród takiej popularnonaukowej literatury zajmuje „Nowa historia ewolucji człowieka” Robina Dunbara, opublikowana przez Copernicus Center Press w tym roku. Swoją wyjątkowość zawdzięcza przede wszystkim literackim talentom autora – antropologa i psychologa ewolucyjnego z Uniwersytetu w Oksfordzie. Ale także temu, że sam Dunbar jest twórcą kilku błyskotliwych antropologicznych hipotez (m.in. słynnej „liczby Dunbara” określającej wielkość grupy osobników, z którymi potrafimy utrzymywać kontrolowaną relację – zdaniem autora jest to 150 osób; powyżej tej liczby grupie nie wystarczy psycho-biologiczne wyposażenie, musi wytworzyć instytucje, a więc kulturę).
Niczym Homer czy Hezjod kodyfikujący starożytne mity, Dunbar zbiera hipotezy różnych nauk o człowieku i tworzy z nich spójną opowieść. Dodajmy – przedstawioną tak by stała się jak najbardziej przystępna: każdy z siedmiu rozdziałów, opowiadających o etapach uczłowieczenia (wyprostowaniu postawy, rozroście mózgu, komplikowaniu się relacji społecznych, pojawieniu się języka, kultury i religii), poprzedzony jest krótką fabularną historią napisaną z perspektywy naszych antenatów. Mamy wrażenie, że wędrując przez dzieje ostatnich 3,5 mln lat, nabywamy coraz to nowych cech, które za każdym razem pozwalają dokładniej się nam rozpoznać i zrozumieć. Lekturze na pewno sprzyja fakt, że książka została bardzo sprawnie przetłumaczona na polski przez Bartłomieja Kucharzyka.
Skoro mamy do czynienia z pojawieniem się nowego gatunku literackiego (twórczość Dunbara jest tu wyjątkowo dobrym przykładem), który można by określić jako „realistyczną mitologię” (realistyczną – bo bazującą na osiągnięciach nauki; mitologię – bo wypełniającą białe plamy wiedzy), jak się przedstawia dzisiaj sprawa z religią?
Jest faktem, że powstanie teorii ewolucji wymusza inne podejście do lektury pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju – mniej dosłowne i fundamentalistyczne, co niewątpliwie wychodzi na dobre samej religijności. Odpowiedź Biblii na pytanie o pochodzenie człowieka, a zwłaszcza o sens jego życia i ostateczny cel, nic nie straciła jednak na aktualności – osoby wierzące mają okazję zdać sobie sprawę, że należy ją odczytywać w metafizycznie najszerszym i egzystencjalnie najgłębszym kontekście. Warto jednak zadbać, by odpowiedź religijna nie była sprzeczna z odpowiedzią dawaną przez współczesną naukę, gdyż zanegowanie wartości tej ostatniej od razu wepchnie nas w irracjonalizm.
Artur Sporniak