Neuromity w wersji polskiej
Mimo wielu dostępnych metod badawczych, bezpośrednie badanie mózgu jest wciąż trudne ze względów technicznych i etycznych. Choć neuronauka rozwija się w szybkim tempie, kolejne badania często kwestionują dotychczasową wiedzę i tworzą więcej pytań na temat funkcjonowania mózgu, niż udzielają odpowiedzi.
Szybki rozwój nauki oraz publikowanie najnowszych badań w płatnych i trudno dostępnych dla czytelników czasopismach naukowych sprawiają, że społeczeństwo dowiaduje się o nowościach naukowych z opóźnieniem (m.in. ze względu na konieczność przekładu na język polski) oraz w streszczonej formie. O wielu odkryciach, choć wartościowych, społeczeństwo nie dowiaduje się wcale, ponieważ nie wyglądają na tyle atrakcyjnie, by doczekać się notki prasowej czy informacji w innych językach. Szybką i uproszczoną informację naukową propagują media, jak również konkursy dla popularyzatorów nauki, takie jak FameLab. Przykładem może być zwycięska prezentacja tegorocznej edycji konkursu, której autorka przedstawiała w 3 minuty nowe rozwiązanie techniczne służące do komunikacji z płodem. Naukowcy z wielu środowisk dostrzegli, że zwyciężczyni podczas wystąpienia zanegowała wcześniejsze badania wskazujące inne sposoby takiej komunikacji, jednak media zainteresowane były tylko jak najszybszym (a nie jak najdokładniejszym) przekazaniem informacji, powtarzając uproszczoną i nie do końca trafną wypowiedź.
Problem popularyzacji nadmiernie uproszczonej wiedzy o mózgu jest jednak znacznie poważniejszy, gdy dotyczy osób odpowiedzialnych za edukację: zarówno nauczycieli, jak i osób kształtujących politykę oświatową na większą skalę. Stosowanie uproszczonej lub wręcz nieprawdziwej wiedzy na temat mózgu w kontekście edukacji jest poważnym problem społecznym. Według badaczy reprezentujących psychologię poznawczą i neuronaukę, przyczyną tego problemu są między innymi neuro- i psychomity, czyli potoczne błędne przekonania na temat funkcjonowania mózgu i zjawisk psychicznych.
Skąd się biorą mity?
Naukowcy wskazują na kilka głównych źródeł mitów. Po pierwsze, mogą one wynikać z nadmiernego upraszczania i uogólniania wyników badań. Na przykład, wyniki dotyczące odmiennego przetwarzania informacji przez prawą i lewą półkulę mózgu uznaje się za przesłankę dla stosowania konkretnych rozwiązań dydaktycznych (uczenia „lewo- i prawopółkulowego”). Zapomina się przy tym, że wyniki tego badania zostały uzyskane w niezwykle specyficznych warunkach: przy bardzo krótkiej prezentacji obiektu z jednej strony pola widzenia i na szczególnej grupie badanych: chorych na padaczkę lekoodporną, poddanych w ramach terapii operacyjnemu przecięciu spoidła wielkiego mózgu (czyli tworu łączącego półkule mózgowe). Nie powinno się więc uogólniać ich na funkcjonowanie zdrowych osób, tym bardziej w kontekście edukacyjnym.
Kolejnym źródłem mitów są niezweryfikowane empirycznie teorie, które większość psychologów traktuje jako marginalne, w przeciwieństwie do niektórych pedagogów, podchodzących do nich zupełnie bezkrytycznie. Problem ten dotyczy między innymi teorii inteligencji wielorakich Gardnera, zwłaszcza jeśli chodzi o jej rzekome neurobiologiczne uzasadnienie. Inne koncepcje, takie jak metoda Denisona (inaczej kinezjologia edukacyjna), mimo, że w środowisku naukowym całkowicie zdyskredytowane, są powszechnie przedstawiane na (odpłatnych) kursach dla nauczycieli jako skuteczne i naukowo potwierdzone.
W przypadku niektórych mitów trudno wskazać ich bezpośrednie źródła. Takie mity mogą być do pewnego stopnia zgodne z subiektywnymi doświadczeniami i powszechnie podzielanymi przekonaniami. Jednocześnie, pozostają sprzeczne z tym, co wiemy na temat budowy i działania mózgu, a systematyczne badania pokazują, że są po prostu nietrafne. Dotyczy to, na przykład, koncepcji stylów uczenia się i nauczania, czasem zwanej też preferencjami sensorycznymi, w ramach których dzieli się uczniów na wzrokowców, słuchowców i kinestetyków. Choć oczywiście różnimy się pod względem specyficznych predyspozycji (np. nie każdy, nawet mimo treningu, osiągnie wysoki poziom gry na instrumencie muzycznym). Jednak owych predyspozycji nie można rozważać w oderwaniu od konkretnego materiału. Innymi słowy, osobie, która ma predyspozycje do pracy na materiale przestrzennym, będzie łatwiej nauczyć się rzeźby niż innej osobie, która tych predyspozycji nie ma. Nie oznacza to jednak, że ta osoba będzie się efektywniej uczyć historii, gdy będzie się ruszać w trakcie nauki.
Uwaga na komunikację
Wydaje się, że zarówno wiedza na temat mózgu, jak i świadomość istnienia neuro- i psychomitów powinny stanowić istotny element warsztatu każdego nauczyciela. Okazuje się jednak, że w praktyce tak nie jest. Wielu badaczy, między innymi Daniel Ansari (University of Western Ontario, Kanada) czy Usha Goswami (University of Cambridge, Wielka Brytania) jako źródło tego problemu wskazuje trudności w komunikacji między neuronaukowcami a nauczycielami. Komplikacje zaczynają się już na najbardziej podstawowym poziomie – rozumienia pojęć, bowiem wiele tych, którymi posługuje się psychologia, pochodzi z języka potocznego. Każdy z nas, nawet jeśli nie miał z psychologią nic wspólnego, potrafi na swój sposób określić, czym są inteligencja, osobowość, uwaga bądź uczenie się. Psychologowie i neuronaukowcy, mimo braku spójnych definicji, radzą sobie z tym wyzwaniem, podając za każdym razem w publikacjach, jak dane pojęcie rozumieją i przytaczając innych autorów posługujących się daną definicją. Na przykład, „uwaga” zazwyczaj rozumiana jest przez nich jako mechanizm filtrowania informacji, którego działanie można obserwować poprzez analizę czasów reakcji czy wzorców aktywności mózgu (np. E. Nęcka, J. Orzechowski, B. Szymura, Psychologia poznawcza, wyd. PWN, 2006). W sytuacji szkolnej „uwaga” bywa natomiast definiowana w kategoriach obserwowanego zachowania ucznia, na przykład czy uczeń słucha poleceń nauczyciela, patrzy na tablicę itp. Innym przykładem może być „uczenie się”, które na potrzeby danego eksperymentu będzie rozumiane w ten sposób, że osoby badane mają nauczyć się listy słów (niekiedy niezwiązanych ze sobą znaczeniowo) i po upływie określonego czasu (np. 30 minut) – mają je sobie przypomnieć. Z kolei nauczyciel poprzez „uczenie się” rozumie proces odbywający się w perspektywie lat, a nie jednej czy dwóch wizyt w laboratorium. W sytuacji różnego rozumienia kluczowych pojęć, nie jest zaskakujące, że odkrycia neuronaukowców na temat procesów uwagi czy uczenia się są trudne do bezpośredniego przełożenia na wspomaganie uwagi i uczenia się (rozumianych w inny sposób przez nauczyciela) w sytuacji szkolnej.
Niestety, wciąż wielu nauczycieli wierzy w neuro- i psychomity i na ich podstawie kształtuje proces dydaktyczny. Na ten problem zwraca uwagę między innymi Paul Howard-Jones (University of Bristol, Wielka Brytania). W artykule z 2014 opublikowanym na łamach prestiżowego Nature Reviews Neuroscience podsumowuje wyniki badania ankietowego przeprowadzonego wśród nauczycieli w 5 krajach (Wielka Brytania, Holandia, Grecja, Turcja, Chiny), w którym proszono o ustosunkowanie się do popularnych, a zarazem fałszywych opinii na temat mózgu. Wyniki tego podsumowania pokazują, jak powszechna jest wiara w mity edukacyjne. Badania prowadzone pod kierunkiem E. Gleichgerrechta (Medical University of South Carolina, USA) pokazują, że podobna skala problemu występuje też w innych krajach (np. w Ameryce Łacińskiej). Postanowiliśmy sprawdzić, czy i jakie neuromity są najpopularniejsze w Polsce zarówno wśród nauczycieli, jak i osób nie związanych bezpośrednio z edukacją.
Polskie neuromity
Przeprowadziliśmy anonimową ankietę online (dziękujemy za pomoc serwisowi Badania.net oraz grupie Superbelfrzy RP) oraz w formie papierowej podczas Dni Mózgu i szkolenia dla nauczycieli. Wzięło w niej udział w sumie 271 osób (80,9% kobiet), w tym 81 nauczycieli, oraz 190 innych osób, w tym uczniów i studentów. Wypełnienie ankiety było dobrowolne, a wśród osób, które ją wypełniły zostały rozlosowane nagrody książkowe.
Wyniki naszej ankiety – w porównaniu ze średnimi dla innych krajów – ilustruje powyższy wykres. Okazuje się, że trzy neuromity są najpopularniejsze zarówno na świecie jak i w Polsce. Pierwszym z nich jest przekonanie o różnych stylach uczenia się (wzrokowcy, słuchowcy kinestetycy) – na świecie podziela go ponad 96% nauczycieli, w Polsce nieco mniej, bo 79% nauczycieli i ponad 84% innych osób. Na drugim miejscu znalazło się przekonanie o różnicach w dominacji półkulowej i wynikających z nich różnicach w zdolnościach uczniów; przekonanie to podziela aż ponad 78% nauczycieli za granicą, ponad 65% polskich nauczycieli i ponad 72% nie będących nauczycielami. Trzecim i ostatnim najpopularniejszym neuromitem jest przekonanie o tym, że krótkie ćwiczenia koordynacyjne (czyli takie proponowane w ramach metody Denisona) poprawiają integrację lewej i prawej półkuli. Wyniki ankiety wskazują natomiast, że Polacy są bardziej krytyczni w porównaniu z innymi krajami w stosunku do mitu, że używamy tylko 10% możliwości naszego mózgu. Za granicą ponad połowa badanych zgadza się z tym mitem, natomiast w Polsce dotyczy to tylko co czwartego nauczyciela oraz co trzeciej osoby nie będącej nauczycielem.
Dlaczego nie warto wierzyć w mity?
Nasze badanie pokazuje skalę rozpowszechnienia neuromitów wśród polskich nauczycieli i polskiego społeczeństwa. Obraz ten powinien być powodem do niepokoju zarówno dla nauczycieli i osób zarządzających edukacją. Powinien też zmobilizować polskich neuronaukowców, aby przykładali większą wagę do popularyzacji wiedzy o mózgu i nie zostawiali tego zadania osobom bez kierunkowego wykształcenia czy doświadczenia w zakresie badań mózgu.
Konsekwencje popularności neuromitów w edukacji są bardzo poważne. Po pierwsze, utrudniają, i tak już niełatwy, transfer rzetelnej wiedzy psychologicznej i z zakresu neuronauki do praktyki edukacyjnej. Warto podkreślić, że ten transfer jest wartościowy zarówno dla edukacji jak i dla nauki – może bowiem pozwolić na stawianie bardziej trafnych pytań badawczych i testowanie teorii naukowych w praktyce.
Drugim problemem jest strata czasu poświęcanego na wdrażanie niezweryfikowanych metod dydaktycznych. Na przykład, nauczyciel niepotrzebnie traci czas na rozważania, w jaki sposób ma dostosować sposób prowadzenia lekcji, jeśli w teście predyspozycji „stylu uczenia się” okaże się, że w klasie jest dziesięciu wzrokowców, ośmiu słuchowców i tylko pięciu kinestetyków. Zamiast bazować na micie, można by poświęcić czas na bardziej skuteczne i sprawdzone metody dydaktyczne. Poza tym, oddziaływania nauczyciela bazującego na neuromitach mogą niekorzystnie wpływać na przekonania uczniów na temat swoich możliwości uczenia się, co z kolei może mieć poważne skutki dla ich przyszłości.
Neuromity są w wielu przypadkach traktowanie jako obowiązujący stan wiedzy naukowej. W takiej postaci pojawiają się na kursach przygotowania pedagogicznego na polskich uczelniach, kursach doskonalenia zawodowego dla nauczycieli opłacanych często ze środków publicznych (a nawet europejskich), jak i na komercyjnych szkoleniach i konferencjach adresowanych do nauczycieli. Po drugie, publikowane są popularnonaukowe książki (bez recenzji naukowej), w których już w samym spisie treści figurują niektóre z przytaczanych tu neuromitów. Za przykład może posłużyć chociażby „Neuroedukacja” wydana w 2015 roku. Naukowcy niedawno skrytykowali tę publikację na łamach „Polityki” (nr 33, 3072, s. 66). Spodziewamy się, że książka doczeka się również szczegółowej krytyki, na przykład ze strony Komitetu Neurobiologii PAN. Niestety, taka reakcja pojawia się dopiero po tym, gdy książka znajdzie się rynku edukacyjnym i dotrze już do określonego grona odbiorców. Ostateczną konsekwencją propagowania neuromitów na szeroką skalę jest zakładanie katedr czy instytutów na polskich uczelniach, które zamiast prowadzić rzetelne badania naukowe, zajmują się tworzeniem prac licencjackich czy magisterskich opartych na neuromitach. Taka sytuacja ma miejsce na Uniwersytecie Opolskim, gdzie w Instytucie Nauk Pedagogicznych została powołana Samodzielna Pracownia Neuropedagogiki Stosowanej, którą kieruje redaktor wyżej wspomnianej książki „Neuroedukacja”.
Walka z mitami, a nie z wiatrakami
Trudno wymagać, by każda osoba zarządzająca edukacją była ekspertem w neuronauce. Dlatego też zachęcamy, aby budzące wątpliwości programy nauczania, szkoleń dla kadry nauczycielskiej czy kształcenia w ramach studium pedagogicznego konsultować merytorycznie z naukowcami, mającymi również doświadczenie dydaktyczne. W nieodległej przyszłości mamy zamiar utworzyć zespół ekspercki złożony z biologów, psychologów i kognitywistów zajmujących się badaniami mózgu, którzy będą gotowi, by konsultować merytorycznie programy nauczania i rozwiewać wątpliwości nauczycieli.
Kolejną możliwą metodą walki z neuromitami jest zwracanie uwagi nauczycieli oraz osób zarządzających edukacją na ten problem poprzez ogólnodostępne artykuły obalające neuromity, jak na przykład opublikowany w „Edukacji” artykuł Szczygieł i Cipory (zob. załącznik). Warto też wskazywać nauczycielom źródła rzetelnej wiedzy o mózgu, na przykład w ramach Światowego Tygodnia Mózgu, podczas którego naukowcy nie tylko dzielą się swoją wiedzą poprzez wykłady popularnonaukowe, ale także zapraszają do swoich laboratoriów, gdzie można poznać różne metody badań mózgu.
Wreszcie, neuromity można zwalczać, publikując ogólnodostępny dla nauczycieli „bank wiedzy” na temat sprawdzonych możliwości zastosowań wiedzy o mózgu w edukacji. Za wzorcowy można potraktować raport autorstwa dr Paula Howard-Jonesa opublikowany w 2014 roku przez brytyjską Education Endowment Foundation (zob. załącznik), który zawiera szereg możliwych aplikacji wiedzy naukowej w praktyce edukacyjnej. Jedyna możliwa przeszkoda, jaka stoi na drodze w korzystaniu z tego raportu to brak biegłości niektórych nauczycieli w języku angielskim. Problem ten udałoby się rozwiązać, nawiązując współpracę z nauczycielami języka angielskiego, którzy mogliby pomóc w tłumaczeniu i/lub propagować treść tego raportu w swoich szkołach.
Podsumowując, pamiętajmy, że od jakości edukacji zależy przyszłość najmłodszych pokoleń. Młody człowiek musi opanować szereg umiejętności i zdobyć sporą wiedzę, aby móc odnaleźć się w dynamicznie zmieniającym się świecie. Edukacja, by była w stanie sprostać tym wymaganiom, powinna zostać unowocześniona na wszystkich poziomach. Rzetelna wiedza wypracowywana przez psychologię i neuronaukę, może w tym pomóc. Z drugiej strony, warto zwrócić uwagę na jakość i trafność inwestycji czynionych w edukację. Świadomość istnienia neuromitów i ich szkodliwego oddziaływania na edukację może być w tym zakresie bardzo pomocna.