Narzędzia szybkiego myślenia
Co mają ze sobą wspólnego globalne ocieplenie, szczepienie dzieci, zagrożenie terroryzmem i smog? Niewiele, no może poza tym, że większość z nas nie ma wystarczającej wiedzy, by samodzielnie wyrobić sobie opinię na tak złożone tematy.
Potrzebujemy informacji, żeby mieć możliwość wypracowania własnej oceny, ale nawet jeśli jakimś cudem zdobędziemy wystarczające dane, to może zabraknąć nam czasu, żeby je przeanalizować. A nawet gdyby udało nam się je przemyśleć, to może się okazać, że są zbyt skomplikowane. Idziemy więc na skróty i nieświadomie sięgamy po heurystyki.
Dlaczego tak łatwo nas przestraszyć
Czym są heurystyki? To uproszczone reguły wnioskowania, którymi posługujemy się nawet o tym nie wiedząc. Działają one „w tle”, pozwalając nam funkcjonować w złożonym świecie. Ich wachlarz zastosowań jest naprawdę imponujący, ponieważ wspierają nas w podejmowaniu trudnych życiowych decyzji, ale również wtedy, gdy oceniamy nowopoznanych ludzi na podstawie ich pobieżnej charakterystyki, szacujemy prawdopodobieństwo zamachu terrorystycznego, ryzyko zdrowotne związane ze smogiem, zastanawiamy się czy szczepić dzieci lub czy popierać ograniczenie emisji gazów cieplarnianych.
Jedną z najwcześniej odkrytych heurystyk była zidentyfikowana na początku lat 70. XX wieku heurystyka dostępności. Daniel Kahneman i Amos Tversky, duet genialnych psychologów, zastanawiali się nad działaniem intuicji statystycznej. Po przeprowadzeniu szeregu badań doszli do wniosku, że jeśli poprosimy kogoś o oszacowanie wielkości takiej kategorii jak na przykład „ludzie, którzy rozwodzą się po sześćdziesiątce”, to nasz badany będzie starał sobie przypomnieć ile rozwiedzionych małżeństw zna i dopiero na tej podstawie oszacować wielkość kategorii. Heurystyka dostępności to przykład zamiany jednego pytania na drugie. Jeśli więc ktoś zapyta nas „ile małżeństw kończy się rozwodem?”, to nieświadomie odpowiadamy na inne, łatwiejsze pytanie „jak łatwo jest mi sobie przypomnieć przypadki rozwodów w moim środowisku”? Skąd mam wiedzieć ile osób się rozwodzi? Znacznie łatwiej pomyśleć czy znam rozwodników i na tej podstawie oszacować procent rozwodów w społeczeństwie.
Jednak to nie liczba przypadków, które jesteśmy w stanie sobie przypomnieć, odgrywa najważniejszą rolę. Psycholog Norbert Schwarz w przeprowadzonych w 1991 roku badaniach dowiódł, że największe znaczenie ma łatwość, z jaką przypominamy sobie takie przypadki. Ludzie, którzy przypomną sobie nawet dwukrotnie mniej rozwiedzionych par, ale będą mieli poczucie, że nie było to trudne, oszacują kategorię rozwodników jako znacznie liczniejszą, niż osoby, którym – choć przypomniały sobie więcej takich par – przyszło to trudniej.
Nawet wiedząc o heurystykach, ba, nawet będąc ich odkrywcą, trudno jest od nich uciec. Daniel Kahneman w swoim bestsellerze Pułapki myślenia. O myśleniu wolnym i szybkim przywołał historię swojego pobytu w Izraelu w czasie, w którym dochodziło do samobójczych ataków w autobusach miejskich. O terrorystach mówiono w telewizji, radio, pisano w gazetach, rozmawiano w domach i na uczelniach. Terroryzm był wszędzie. Kahneman w końcu zauważył, że jeśli zatrzymał się na czerwonym świetle, a obok jego samochodu znajdował się przystanek autobusowy, to odczuwał niepokój i po zmianie światła z czerwonego na zielone ruszał szybciej niż zwykle. Denerwowało go to, wiedział dlaczego tak reaguje, wiedział, że to za sprawą heurystyki dostępności odczuwa dyskomfort, a nawet zdawał sobie sprawę, że choć w latach 2001– 2004 w 23 zamachach zginęło 236 osób, to przecież dziennie autobusy miejskie w tym czasie przewoziły 1,3 mln pasażerów. Bardziej prawdopodobne było to, że straci życie w wypadku samochodowym odjeżdżając za szybko po zmianie światła na zielone, niż w zamachu. Możemy wiedzieć dlaczego reagujemy w określony sposób, ale nie możemy nic z tym zrobić. Tak działają heurystyki.
Medialny labirynt wydarzeń
Sytuacja się komplikuje, jeśli do heurystyk dodamy inne mechanizmy społeczne i instytucjonalne. Zdaniem Cassa Sunsteina, profesora prawa na Uniwersytecie w Chicago i Timura Kurana, profesora ekonomii na Uniwersytecie Południowej Kaliforni, heurystyka dostępności wraz z dwoma mechanizmami społecznymi, czyli kaskadą informacyjną i reputacyjną prowadzą do pojawienia się automatycznego, samopodtrzymującego się procesu tworzenia i rozprzestrzeniania przekonań nazwanego przez nich kaskadą dostępności. Kaskada informacyjna polega na tym, że jeśli posiadamy niepewne informacje, nie jesteśmy pewni jakie stanowisko mamy zająć w konkretnej kwestii, to mamy w zwyczaju polegać na przekonaniach osób, które wydają się mieć wiedzę oraz ugruntowane zdanie na dany temat. Z kolei kaskada reputacyjna polega na tym, że zaczynamy podzielać poglądy innych osób nie dlatego, że nie mamy wystarczającej wiedzy, ale dlatego że szukamy społecznej akceptacji lub boimy się społecznego ostracyzmu. Jeśli jakieś przekonanie staje się społeczną normą, to lepiej się nie wychylać i przyjąć opinię większości. Łatwiej w takiej sytuacji zgodzić się z opinią większości i na przykład uznać za niebezpieczne latanie samolotem po niedawnym zamachu terrorystycznym, czy uznać szkodliwość elektrowni atomowej po nagłośnionej awarii, a nawet opłacalność Brexitu.
Na kaskadę dostępności można spojrzeć jako na neutralne narzędzie rozprzestrzeniania się przekonań. Wówczas może zostać ona wykorzystana do uświadamiania społeczeństwa w przedmiocie złożonych kwestii związanych z np. finansowaniem wydatków publicznych, ochroną zdrowia czy bezpieczeństwem publicznym. Jednym z przykładów działania kaskady dostępności może być uznanie smogu za problem publiczny. Choć często nie wiemy co dokładnie nam w smogu szkodzi, jak było wcześniej (według danych PAN było znacznie gorzej), jak wpływa na poziom śmiertelności i gdzie dokładnie jest ten smog (czy tylko w Krakowie czy też w innych, mniejszych miastach), to ciągłe nagłaśnianie problemu wpłynęło na rząd i samorządy, co zaowocowało konkretnymi krokami legislacyjnymi. To przypadek pozytywnego oddziaływania kaskady dostępności. Smog nieustannie jest przedstawiany jako aktualne, poważne zagrożenie dla zdrowia obywateli, z którym należy szybko się uporać.
Z drugiej strony osoba, grupa osób lub instytucja znająca mechanizmy psychologiczne i społeczne tworzenia się przekonań może wykorzystać swoją wiedzę i zdekoncentrowany system medialny w celach korzystnych tylko dla określonej grupy interesu, np. przekonując, że obecnie trwające ocieplenie klimatu nie ma żadnego związku z działalnością człowieka.
Nie da się wyłączyć działania heurystyki dostępności – to tak jakby wyłączyć część naszego systemu poznawczego. Od kaskady dostępności również uciec trudno, bo bazuje ona na mechanizmach psychologicznych (heurystyki), społecznych (kaskady informacji i reputacji) i instytucjonalnych (zdekoncentrowany system medialny). Co można zrobić? Sunstein i Kuran zaproponowali, że to rządy powinny tworzyć łatwo dostępne bazy danych pozwalające na weryfikację rozprzestrzeniających się z prędkością światła newsów, ocen, przekonań, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością lub są mniej lub bardziej widoczną formą manipulacji. Zanim jakaś opinia stanie się społeczną normą można temu zaradzić dzięki ułatwieniu dostępu do relewantnej wiedzy. Co jednak w sytuacji, gdy ludzie mają już ugruntowane poglądy we wrażliwej społecznie kwestii, poglądy te podzielane są powszechnie, a na dodatek mają fałszywe podstawy. Czy i wówczas wystarczy uruchomienie banków wiedzy i kampanii informacyjnych?
Tym gorzej dla faktów
Filozof Georg Wilhem Hegel w XIX wieku wypowiedział sławne już słowa: jeśli fakty nie zgadzają się z moją teorią, tym gorzej dla faktów. A co jeśli wszyscy jesteśmy jak Hegel (z wyjątkiem tworzenia apriorycznej historii dziejów)? Czy jeśli przyjęliśmy już przekonanie, że szczepionki mogą zaszkodzić mojemu dziecku, albo że ocieplenie klimatu jest fikcją (bo zima przecież była mroźna), albo że latanie samolotem jest niebezpieczne – to czy cokolwiek może zmienić moje zdanie?
I tutaj pojawia się problem, bo fakty nie zawsze wygrywają z przekonaniami. I nie dlatego, że jesteśmy leniwi i głupi, ale dlatego, że jesteśmy ludźmi i musimy radzić sobie z takim systemem poznawczym jaki mamy i z bezprecedensowym zalewem informacji. Jeśli jedno kliknięcie myszką dzieli nas od informacji, które wspierają nasze wcześniej przyjęte przekonania, to oznacza, że niekiedy to nasze pragnienia, a nie fakty, kształtują przekonania.
Tali Sharot, amerykańska profesor neuronauki poznawczej, w wydanej w 2017 roku książce The Influential Mind. What the Brain Reveals about our Power to Change Others opisuje eksperyment, w którym czterdziestu ośmiu studentom, którzy byli albo gorącymi zwolennikami kary śmierci albo jej zdecydowanymi przeciwnikami, przedstawiono dwa fikcyjne badania poświęcone karze śmierci. Pierwsze udowadniające efektywność kary śmierci, i drugie uzasadniające jej nieefektywność. Czy badania naukowe – studenci nie wiedzieli, że zostały sfabrykowane – wpłynęły na ich przekonania? Tak, ale tylko wtedy, gdy były zgodne z ich wcześniejszymi poglądami. Osoby przeciwne karze śmierci podważały sensowność badań uzasadniających jej skuteczność, a osoby gorąco opowiadające się za koniecznością stosowania kary śmierci podawały w wątpliwość rzetelność badań uzasadniających jej nieskuteczność.
Sharot w swojej książce dochodzi do wniosku, że fakty zazwyczaj mają znaczenie wtedy, gdy są zgodne z naszymi wcześniej mocno podzielanymi opiniami. Te fakty, które są z kolei niezgodne z naszymi poglądami, do których jesteśmy silnie przywiązani, są albo ignorowane albo podważane. Tym samym im więcej faktów, tym większa polaryzacja społeczna, ponieważ każda ze stron w gorącym konflikcie np. dotyczącym szczepionek, alternatywnych form leczenia raka, kierunku polityki zagranicznej, znajdzie coś dla siebie, mimo że część z tych informacji będzie jawnie fałszywa lub mniej jawnie zmanipulowana. Zmiana poglądów jest możliwa, ale jest znacznie trudniejsza, niż nam się to do tej pory wydawało i nie może polegać jedynie na tłumaczeniu dlaczego druga osoba się myli.
W związku z tym należy zastanowić się czy taktyka Kurana i Sunsteina polegająca na dostarczaniu wiedzy, by ludzie nie ulegali działaniu kaskad dostępności, będzie skuteczna. Być może odpowiedzią na te problemy może być wczesnoszkolna edukacja. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju dostrzegła już ten problem i wystosowała apel do krajów członkowskich o wprowadzenie kursów, które pomogą uczniom w obronie przed zalewem niesprawdzonych informacji oraz wyposażą ich w narzędzia pozwalające odpowiednio ocenić przyjmowane treści i rozpoznawać możliwe pułapki.
Władza w niewoli heurystyk
Czy to w ogóle jest problem? Tak, bo opisane powyżej mechanizmy działają również na osoby sprawujące władzę. Jednym z przykładów asekuranckiej polityki państwa jest zachowanie władz Stanów Zjednoczonych po zamachach z 11 września. Niemiecki psycholog Gerg Giegerenzer – który inaczej niż Kahneman i Tversky rozumie rolę heurystyk – badał, jaki wpływ na decyzje o wyborze sposobu podróży miał atak na World Trade Center w 2001 roku. Jego badania wykazały, że duża liczba ludzi po 11/09 przestała podróżować samolotem, a w zamian zaczęła przemieszczać się po terytorium Stanów Zjednoczonych samochodem. Nie będziemy studiować założeń i metod badań prowadzonych przez Giegerenzera, ale osiągnięte przez niego wyniki dają do myślenia. W wyniku zmiany preferencji podróżnych w kolejnych 12 miesiącach w wypadkach samochodowych zginęło 1595 osób więcej, niż gdyby atak ten nie nastąpił. Te 1595 osób to dodatkowe, pośrednie ofiary zamachu terrorystycznego.
Giegerenzer uważa, że problemem nie jest sposób podejmowania decyzji przez ludzi o unikaniu latania, ponieważ taka decyzja może być racjonalna z punktu widzenia teorii ewolucji. Opłaca się unikać sytuacji, w których wiele osób ginie jednocześnie. Problemem jest to, że władza publiczna zachowuje się defensywnie i ulega szeroko podzielanym przekonaniom, mimo że wie, że prawdopodobieństwo śmierci w zamachu terrorystycznym jest znacznie niższe, niż w przypadku śmierci w wypadku samochodowym. Ta postawa wynika ze strachu, ponieważ jeśli ludzie giną w wypadkach samochodowych, to rząd nie jest temu winny. Jeśli jednak zdarzyłby się kolejny zamach terrorystyczny z wykorzystaniem samolotu, a rząd wcześniej namawiałby do wybrania tej formy transportu, to władza miałaby spory problem.
Na pierwszy rzut oka wymowa tekstu może wydawać się dla kogoś dość przygnębiająca. Oto ludzie formułują swoje przekonania w rytm wygrywany przez kaskadę dostępności, a gdy już zaczną z mocą popierać jakąś sprawę, to nawet fakty nie są w stanie na nich wpłynąć. Richard Thaler, tegoroczny laureat ekonomicznego Nobla, powiedział kiedyś w wywiadzie, że nigdy nikogo nie przekonał i w ogóle nie wierzy, że jest to możliwe. Sam, jak żartobliwie stwierdził, raczej korumpował umysły młodzieży. Jeśli więc chcemy mieć społeczeństwo bardziej świadomych konsumentów informacji, powinniśmy iść za radą Thalera i OECD i postawić na edukację młodzieży. Młodzi ludzie powinni wiedzieć, że nie tylko treść informacji ma znaczenie, ale również to, jak one są przedstawiane, jak się rozprzestrzeniają, jak my sami je przetwarzamy oraz jaki mogą mieć wpływ na nasze zachowanie, a w dalszej perspektywie na politykę publiczną i legislację.
Radosław Zyzik