Memy – pasożyty w naszych umysłach
Artyści operują dłutem czy pędzlem w różnych stylach, zmieniają się trendy mody, epoki literackie przychodzą i odchodzą, biblioteki zapełniają się nowymi książkami, nauka i technika dostarczają coraz lepszych wynalazków, a ludzie dają się uwieść kolejnym ideom. Kultura ewoluuje – trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem.
Czy jednak jest ono jedynie przenośnią czy też można mówić rzeczywiście o ewolucji kulturowej, którą rządzą prawa analogiczne lub podobne do ewolucji biologicznej? Gdyby tak było, istnieć powinna jednostka dziedziczenia kultury. Na pytanie o to, czy opisanie natury ewolucji kulturowej przekracza granice nauki, od dawna odpowiedzieć próbują biolodzy, antropolodzy oraz filozofowie kultury.
Twierdzącej, a zarazem radykalnej odpowiedzi na pytanie o podobieństwo ewolucji biologicznej i kulturowej udzielił w 1976 roku w książce „Samolubny gen” znany ewolucjonista i etolog Richard Dawkins. Postulował on istnienie memu, rozumianego jako minimalna jednostka transmisji kulturowej, analogiczna do genu. Nazwa mem pochodzi od greckiego słowa mimesis, oznaczającego „naśladownictwo”. Ogólną ideę tej koncepcji w barwnych słowach opisał psycholog Nicholasowi Humphrey:
„Memy należy traktować jako struktury żywe nie tylko w sensie metaforycznym, ale i dosłownym. Gdy wprowadzisz do mojego umysłu płodny mem, to tak jakbyś umieścił w nim pasożyta, wykorzystując mój mózg jako narzędzie do rozprzestrzeniania memu w dokładnie taki sam sposób, w jaki wirus podporządkowuje sobie aparat genetyczny komórki gospodarza. I nie jest to tylko kwestia sformułowań. Dajmy na to, mem na ‘wiarę w życie po śmierci’ jest fizycznie urzeczywistniany po milionkroć jako struktura w układach nerwowych ludzi na całym świecie”.
Zdaniem Dawkinsa memy odpowiedzialne są za przenoszenie melodii, zwrotów językowych, sposobów lepienia garnków, tworzenia narzędzi, fasonów ubrań, a nawet poglądów politycznych i filozoficznych, czy też wierzeń religijnych. Hipoteza memów wywołała bardzo odmienne reakcje. Jedni uznali ją za pseudonaukową, inni zaś wzięli ją na poważnie i stworzyli nową gałąź wiedzy z pogranicza nauk biologicznych i społecznych: memetykę (dyscyplina ta posiada szeroką bazę instytucjonalną, do której należy np. Journal of Memethics). Warto jednak powstrzymać się zarówno od pozytywnych, jak i negatywnych emocji i podejść do hipotezy memów rzeczowo.
Od genu do memu
Każdy – choćby w szkole – spotkał się z pojęciem genu oraz słyszał o prawach dziedziczenia. Podanie jednoznacznej definicji genu nie jest jednak łatwe (a być może jest nawet niemożliwe). Nie jest to nowość w biologii, gdyż podobne trudności sprawia nam pojęcie gatunku. Lepsza jest jednak definicja zbyt ogólna niż jej brak. Większość ewolucjonistów – łącznie z Dawkinsem – akceptuje definicję podaną przez George’a Williamsa, zgodnie z którą gen to „dowolna część materiału chromosomalnego, która może trwać przez wystarczająco wiele pokoleń po to, by stać się jednostką doboru naturalnego”. Najistotniejszą cechą genu jest więc zdolność do powielania.
Najogólniej na pytanie „czym jest gen?” odpowiedzieć można zatem, że jest on replikatorem. Bardziej precyzyjnie – jak pisze Dawkins – „Gen jest replikatorem o dużej wierności kopiowania”. Jest to naprawdę bardzo ogólna definicja. Replikacji podlegać mogą bowiem nie tylko jednostki informacji, mające znaczenie biologiczne, ale co do zasady, wszystkie inne jednostki informacji, w tym, mające znaczenie kulturowe. Przy powyższym – warto jeszcze raz podkreślić – akceptowanym przez większość biologów, rozumieniu genu postulowanie innych replikatorów, takich jak np. memy, nie jest niczym nadzwyczajnym, ani, przynajmniej co do zasady, pseudonaukowym. Nie oznacza to jednak, że memetyka wolna jest od problemów, ale o tym za chwilę.
Memetyczno-genetyczna koewolucja
Wiemy już, że mem – podobnie jak gen – jest replikatorem. Celem każdego replikatora jest powielanie się bez utraty istotnych cech przez jak najdłuższy czas. Można powiedzieć więc, że dążą one do „nieśmiertelności” (umierają poszczególne kopie replikatora, ale przekaz informacyjny trawa nadal). Wybitny kognitywista i filozof, a przy tym jeden z najbardziej znanych zwolenników memetyki, Daniel Dennett pisze, że mem to: „element kultury, który można uznać za przekazywany niegenetycznymi drogami”.
Kultura nie była nigdy czymś obcym dla zwolenników teorii ewolucji. Kulturowy „balast”, w jaki wyposażony jest organizm, oceniany był z punktu widzenia adaptacyjnego. Stąd też, ewolucjonistycznie nastawieni antropologowie kulturowi od dawna tłumaczyli istnienie przekonań filozoficznych, religijnych czy politycznych, w kategoriach dostosowania (fitness) jednostki. Przykładowo, religijność uważać można za adaptatywną, gdyż powoduje lepszą integrację grupy, a także utrwala zakorzeniony biologicznie altruizm.
Memetyka nie przyjmuje jednak takich wyjaśnień. Najkrócej mówiąc: memy „pracują same na siebie”. Gdy określony mem – np. wspomniany wyżej mem „wiary w życie po śmierci” – utrwali się, dążyć będzie on do przetrwania za wszelką cenę. Dla przetrwania memu nie jest bezpośrednio istotne czy w danych okolicznościach posiadanie go będzie korzystne dla organizmu-nosiciela, czy nie. Wiemy jednak, że memy mogą wpływać na zachowania swoich nosicieli. Przykładowo posiadanie memu, którego efektem fenotypowym jest odśpiewanie romantycznej melodii, może ułatwić zaloty, co z kolei może doprowadzić do wydania potomstwa. Memy i geny mogą wchodzić więc we wzajemne interakcje, a w konsekwencji również koewoluować.
Dziedziczenie memów
Memetyka, aby uznana mogła być za dyscyplinę naukową, musi wskazać na mechanizmy ewolucji i dziedziczenia memów. Ich działanie stanowi jedną z największych kontrowersji pośród przedstawicieli memetyki. Zaryzykować można jednak stwierdzenie, że zdaniem większości adeptów memetyki, transmisją memów rządzą nieco inne mechanizmy niż w przypadku ewolucji biologicznej. Jako podstawowy mechanizm ewolucji memów, wymienia się dobór lamarckowski (od nazwiska Jean-Baptiste’a de Lamarcka). Dobór taki zakłada dziedzicznie cech nabytych podczas socjalizacji kulturowej. Co najmniej od wydania przez Darwina „O powstawaniu gatunków”, wiemy, że w przypadku ewolucji biologicznej cechy nabyte nie są dziedziczone. Różnica w mechanizmach selekcyjnych nie jest jednak niczym negatywnym. Zadać należy sobie jednak jeszcze jedno, dość prozaiczne, pytanie: gdzie fizycznie znajdują się memy?
Dawkins oraz większość innych zwolenników memetyki zgodna jest, że memy urzeczywistniane są w układzie nerwowym człowieka oraz innych organizmów. Jeśli chodzi o metody badawcze, stosowane przez memetyków, nie odbiegają one zbytnio od tych stosowanych w teorii ewolucji oraz genetyce populacyjnej. W grę wchodzą przede wszystkim wyrafinowane metody statystyczne, modele matematycznej teorii gier oraz symulacje komputerowe nad rozprzestrzenianiem się memów. Na świecie powstało z resztą wiele „laboratoriów memetycznych”.
Szkiełkiem i okiem?
Za memetyką stoją jak najbardziej szczytne motywy. Naukowcy od dawna chcieli bowiem „zobaczyć” kulturę pod mikroskopem oraz „policzyć”, w jaki sposób podlega ona przekształceniom. Memetyka nie jest jednak wolna od trudności.
Memetyce często zarzuca się pseudonaukowość (która związana jest z niespełnianiem technicznego kryterium, określanego przez metodologów nauk jako falsyfikowalność). Mówi się, że trudno zaproponować eksperyment, który obali przewidywania memetyki (nie można jej sfalsyfikować), a co za tym idzie wszystkie dane mogą być interpretowane na korzyść memetyki. Ten zarzut można jednak odpierać – memetycy tworzą symulacje komputerowe, które z większym lub mniejszym powodzeniem testować można empirycznie.
Innym zarzutem jest brak respektowania zasady prostoty. Miałaby ona być łamana przez wprowadzenie do żargonu naukowego zbyt dużej liczby nowych terminów: nie tylko memów, ale także innych pojęć, takich jak pula memowa, memotyp itd. Również nie jest to jednak duży problem. Co do zasady, każda nauka postulować może tyle bytów teoretycznych, ile tylko potrzeba do wytłumaczenia interesującego zjawiska, byleby tylko można wyprowadzać przewidywania, sprawdzalne na drodze eksperymentu.
Memetyka pod ostrzałem
Istnieją jednak jeszcze dwa, jak się wydaje, znacznie poważniejsze zarzuty, które podważają wiarygodność memetyki. Jak już powiedzieliśmy, mem jest z definicji „replikatorem o dużej wierności kopiowania”. Czy tak jest w rzeczywistości? Liczba „mutacji”, jaka zachodzi podczas przekazywania hipotetycznych memów wydaje się zbyt duża, by mówić o wystarczającym podobieństwie kopii do oryginałów.
Weźmy pod uwagę przekazywanie idei naukowych. W historii nauki bardzo rzadko idee bywają przekazywane wiernie wraz z całym, odnoszącym się do nich kontekstem. Nie licząc w pełni sformalizowanych koncepcji matematycznych, przekazywanie idei naukowych przypomina raczej zabawę w głuchy telefon. Może wydać się to zaskakujące, ale na tym właśnie polega siła i piękno nauki. Naukowcy nie dążą bowiem do powielania idei, ale traktują je (a przynajmniej powinni) jako punkt wyjścia do stawiania dalszych hipotez i prowadzenia badań. Nauka jest twórcza a nie odtwórcza.
Przyjrzyjmy się jeszcze ostatniemu zarzutowi. Nawet jeśli ewolucja memów rządzi się innymi prawami (dobór lamarckowski) niż ewolucja biologiczna (darwinowski dobór naturalny i płciowy), zasadnie oczekiwać można by, że obowiązują one nie tylko w przypadku ludzi, ale również wszystkich innych organizmów żywych. Okazuje się jednak, że tak nie jest, co moim zdaniem, stanowi najsilniejszy argument przeciw memetyce. Naśladownictwo, poprzez które memetyka tłumaczy przekaz kulturowy nie jest bowiem wcale tak prostym procesem, jak mogłoby się wydawać. Jak wskazują badania psychologa i antropologa Michaela Tomasello, przekaz kulturowy u ludzi znacznie różni się od przekazu kulturowego innych naczelnych.
Polecana literatura:
1. Richard Brodie, Wirus umysłu, Łódź 1997
2. Susan Blackmore, Maszyna memowa, Poznań 2002
3. Richard Dawkins, Samolubny gen, Warszawa 2003