Kochaj bliźniego dla siebie samego
Praktykowanie miłości bliźniego w jej najbardziej wymagającej odsłonie – odpuszczania win, korzystnie wpływa na kondycję psychiczną, zdrowie fizyczne oraz satysfakcjonujące relacje międzyludzkie. Czyżby nie było nic bardziej egoistycznego niż przebaczyć wrogom?
Problem w tym, że przebaczenie wydaje się być ideą równie utopijną, jak sen o wiecznej młodości, niezawodnym zdrowiu i uśmiechu fortuny. Tej pesymistycznej tezie przeczy zaprezentowana ostatnio postawa Robbiego Parkera – ojca jednego z dzieci zamordowanych w grudniowej masakrze w Connecticut, który publicznie wyraził przebaczenie wobec rodziny mordercy. Jeszcze bardziej wyrazisty jest przykład Nelsona Mandeli, który po 27 latach spędzonych w więzieniu, zamiast szukać zemsty choćby za skradziony mu czas, zaangażował się w tworzenie Komisji Prawdy i Pojednania. Linda i Peter Biehl są mniej znanymi, choć równie heroicznymi ofiarami tego samego konfliktu. Ich córka – Amy, biała Amerykanka, odbywająca w Kapsztadzie stypendium Fulbrighta, została zamordowana przez 4 czarnoskórych mężczyzn. W rok po tragedii rodzice dziewczyny założyli Fundację Amy Biehl, której zadaniem jest likwidacja skutków apartheidu, działanie na rzecz pokoju i pojednania. Jakby tego było mało, kilka lat później zatrudnili w niej zabójców swojej córki. Te przykłady bezgranicznego miłosierdzia budzą podziw, a zarazem niedowierzanie i niepokój – czy nie mamy tu do czynienia z odwagą, przekraczającą możliwości zwykłego człowieka, heroizmem na miarę epopei, świętością?
Skonfrontowana oko w oko z jednym z największych zbrodniarzy w historii Hannah Arendt ze smutkiem stwierdziła, że przebaczenie nie jest możliwe. Przebaczyć można bowiem osobie, która zawiniła, a niektórzy, jak surowo wyraża się Arendt o Adolfie Eichmannie, osobowości są pozbawieni. Niemieckiej filozof wtórował ustami Pana Cogito polski poeta: „nie przebaczaj, zaiste nie w Twoim imieniu przebaczać tym, których zdradzono o świcie”. Czy rzeczywiście ludzką rzeczą jest jedynie błądzić, a przywilej przebaczenia, podobnie jak nieskazitelną urodę i wieczny dobrobyt musimy pozostawić bogom?
Miasto ślepców
Taką tezę można by wyciągnąć z badań zaprezentowanych przez Margo Wilson i Martina Daly’ego w książce pt. „Homicide” (1988). Psychologowie ewolucyjni dowodzą, ze w 95% społeczeństw z różnych części świata można odnaleźć ślady rytualnej krwawej zemsty, zwyczaj samosądu czy przykłady stosowania instytucji kary śmierci, co dowodzi uniwersalności prymitywnego prawa „oko za oko, ząb za ząb” i jego zakorzenienia w ludzkiej naturze. Kurbin i Weizer (2003) podają, że żądza zemsty jest przyczyną 20% zabójstw w krajach rozwiniętych, Speckhard i Ahmedova (2006) wymieniają zemstę jako jedną z głównych motywów angażowania się w działalność organizacji terrorystycznych, a Vossekuil, Fein i in. (2002) szacują, że ponad 60% przypadków użycia broni palnej, które mają miejsce w amerykańskich szkołach, powodowane jest właśnie zemstą.
Przyglądając się tym zatrważającym danym warto przypomnieć sobie słowa, jakimi Gandhi skwitował prawo talionu: „prawo oko za oko, wszystkich pozostawia ślepymi”. Hinduski mędrzec nie jest jedynym zwolennikiem poglądu o nieracjonalności zemsty. Podobną tezę głosi jeden z czołowych przedstawicieli teorii racjonalnego wyboru – Jon Elster. Zdaniem norweskiego filozofa człowiek racjonalny kieruje się zasadą puszczania w niepamięć tego, co minione, obcinania kosztów i ignorowania nieodwracalnych strat. Zemsta uchybia racjonalności, gdyż naraża mściciela na dodatkowe ryzyko i mnoży ponad potrzebę jego koszty (choćby te związane z jej zaplanowaniem i wykonaniem), nie przynosząc w zamian żadnych zysków. Pogląd ten niewątpliwie wywoła uśmiech pogardy na twarzach tych, którzy zażarcie szukają odwetu za zadane im krzywdy. Spodziewanym zyskiem z zemsty ma być jej przysłowiowa słodycz. Słodki smak przypisuje się zemście w ramach pofreudowskiego, hydraulicznego modelu psychiki: ujście tłumionej agresji ma przynieść satysfakcję, ulgę, dokonać swoistego katharsis. Niewątpliwie znajdą się tacy, którzy za poprawę humoru gotowi są zapłacić każdą cenę. Być może zatem gra jest warta świeczki? Wszak nie wszystko, co słodkie, jest racjonalne… W praktyce jednak smak zemsty okazuje się rozczarowywać nie tylko wytrawnych smakoszy.
Paradoks zemsty
Uczestnicy eksperymentu przeprowadzonego przez Kevina Carlsmitha (2008) i jego kolegów mieli okazję przekonać się o tym na własnej skórze. Schemat badania był prosty: grupa 48 studentów grała w grę inwestycyjną w 4 osobowych grupach. Każdy z nich otrzymywał dolara, którego mógł zainwestować w grupowe przedsięwzięcie albo zachować dla siebie. Po każdej rundzie suma wszystkich wpłat do wspólnej puli wraz z 40% dywidendą była dzielona równo między wszystkich graczy bez względu na wysokość ich wpłat. Takie reguły gry kreowały klasyczny dylemat więźnia: jeśli wszyscy gracze kooperowali, każdy z nich zyskiwał więcej niż wtedy, gdyby żaden z nich nie podjął współpracy. Jednocześnie każdy pojedynczy gracz musiał poradzić sobie z pokusą tzw. jazdy na gapę. Gapowicz, który nie podejmował współpracy (przy założeniu, że pozostali gracze kooperowali) niesprawiedliwie się bogacił, bo oprócz zaoszczędzonego funta otrzymywał niezasłużoną premię ze wspólnej puli. Carlsmith w każdej grupie umieścił swojego „tajnego gapowicza” – za każdym razem była to kobieta, która najpierw namawiała wszystkich graczy do współpracy, a później sama oszukiwała. W ten sposób udało jej się zarobić średnio ponad dwukrotnie więcej niż innym graczom. Po zakończonej grze gracze zostali podzieleni na dwie grupy, z których jedna miała możliwość ukarania gapowicza odejmując mu punkty (każdy punkt kosztował 0,05$, lecz potrącał trzykrotnie tyle u winowajcy), a druga nie miała tej możliwości. Obie grupy po skończonej grze zdawały sprawozdanie ze swego samopoczucia. Ponadto uczestnicy mieli za zadanie prognozować swój własny stan emocjonalny, przy kontrfaktycznym założeniu, że znaleźli się w grupie przeciwnej (nie-karzący odpowiadali na pytanie: „jak czułbyś się, gdybyś miał możliwość wymierzenia kary?” i na odwrót). Grupa karzących wypełniała dodatkowy test samopoczucia po ukaraniu sprawcy.
Rezultaty eksperymentu były zaskakujące. Na pytanie: „czy ukaranie gapowicza rzeczywiście zmieniło humor karzącego?” odpowiedź brzmi: „tak”. Osoby karzące poczuły się bowiem znacznie gorzej niż osoby nie-karzące. Na kolejne pytanie: „czy ludzie spodziewali się takiego emocjonalnego rezultatu?” odpowiedź brzmi „nie”. Uczestnicy eksperymentu liczyli na to, że poczują ową osławioną słodycz zemsty – byli przekonani, że poczują się lepiej, gdy wyrównają rachunki. Takie rezultaty świadczą po pierwsze o tym, że ludzie nie są specjalistami od prognozowania własnych stanów emocjonalnych. Jednym z nagminnie popełnianych przez nich błędów jest iluzja wstrząsu (impact bias), która polega na przecenianiu długości i intensywności przyszłych stanów emocjonalnych. W przypadku spodziewanego nieszczęścia ludzie spodziewają się większego bólu, a w przypadku szczęścia – większej radości niż ta, którą odczuwają w rzeczywistości.
Po drugie, zemsta ma paradoksalny charakter: ludzie spodziewają się po niej ulgi i uwolnienia, a zbierają jeszcze obfitsze żniwo agresji. Dlaczego tak się dzieje? Istnieją dowody na to, że złość jest jedną z emocji najbardziej absorbujących uwagę (Fredrickson & Branigan, 2005): wszyscy dobrze wiemy, że w gniewnym uniesieniu trudno jest skupić uwagę na czymkolwiek innym. Ironiczny efekt zemsty wynika z faktu, że konieczność jej przygotowania i wykonania fiksuje uwagę na krzywdzie, a przez to nie pozwala poradzić sobie z nią w inny sposób (np. poprzez trywializację czy chociażby banalne zajęcie się czymś innym, nie wspominając już o przebaczeniu). W przeprowadzonym eksperymencie złość objawiła swą logikę błędnego koła: złość doprowadziła do zemsty, zemsta zwiększyła ruminacje, ruminacje spowodowały utrzymanie się negatywnego afektu, negatywny afekt wzmógł natrętne myśli i tak ad absurdum. Powyższe obserwacje potwierdzają sformułowane przez Francisa Bacona prawo, które dziś zawstydza nas swą prostotą: „Kto żyje myślą o zemście, rozdrapuje własne rany. Gdyby tego nie czynił, zagoiłyby się”.
Przebaczenie na zdrowie
Jak pokazał eksperyment Carlsmitha, zemsta naraża nas na podwójne koszty: te związane są z jej wykonaniem (w najlepszym przypadku tracimy 0,05$) i te, o wiele bardziej destruktywne dla naszego dobrobytu, które powoduje podsycanie w sobie negatywnych uczuć, takich jak resentyment, wrogość, gniew i nienawiść wobec oprawcy. Przebaczenie pozwala nie tylko na zredukowanie tych negatywnych emocji, ale zastąpienie ich emocjami pozytywnymi lub przynajmniej neutralnym stosunkiem do oprawcy. Jego niewątpliwą zaletą, oprócz oszczędności finansowej, jest fakt, że pozytywnie wpływa na zdrowie.
Psycholog Everett L. Worthington (2007) wyjaśnia przyczyny tego ostatniego zjawiska. Wyróżnił on dwie drogi wpływu przebaczenia na zdrowie: jedna ma charakter bezpośredni, druga pośredni. Jeśli chodzi o tę pierwszą grupę, naczelnym dobrodziejstwem przebaczenia jest redukcja gniewu i wrogości. Długotrwały stres związany z odczuwaniem tych negatywnych emocji destrukcyjnie wpływa na funkcjonowanie naszego organizmu. Zaburza on m.in. naszą gospodarkę hormonalną zwiększając wydzielanie kortyzolu i adrenaliny. Kortyzol, zwany hormonem stresu, powoduje wiele chorób układu krążenia oraz naraża nas na ryzyko zawału serca. Z kolei podwyższony poziom adrenaliny osłabia nasz układ nerwowy, co skutkuje bólami głowy, skurczami mięśni, zaburzeniami trawienia, problemami z koncentracją, a w stanach chronicznych bezsennością, nerwicą czy depresją. Przewlekły stres osłabia nasz układ odpornościowy, czyniąc podatnymi na wiele innych chorób. W tym kontekście warto wspomnieć o wynikach kilkuletnich badań przeprowadzonych przez Carla Thoresena w ramach sfinansowanej przez Fundację Templetona Kampanii na rzecz Badań nad Przebaczeniem (A Campaign for Forgiveness Research). Thoresen (2002) twierdzi, że przeprowadzony na 259 dorosłych ochotnikach eksperyment, polegający na zastosowaniu terapii pojednawczej wypłynął nie tylko na ich kondycję psychiczną, ale w znacznym stopniu poprawił zdrowie fizyczne, zmniejszając objawy stresu, takie jak bóle krzyża, mięśni, problemy z żołądkiem i nadciśnieniem.
Przebaczenie wpływa na zdrowie także drogą pośrednią. Osoby skłonne do przebaczenia mają bowiem większą szansę zbudowania trwałych i satysfakcjonujących związków emocjonalnych, w tym stabilnych małżeństw. Zdolność do przebaczania jako dyspozycja emocjonalna wiąże się ponadto z takimi cechami charakteru, jak altruizm, zdolność do empatii, niski poziom neurotyzmu, czyniąc takie osoby społecznie atrakcyjnymi. Jednym z mechanizmów fizjologicznych, za pomocą których bliskie relacje społeczne wpływają na zdrowie jest produkcja neuropeptydów, takich jak oksytocyna, która reguluje pracę układu krążenia i obniża poziom kortyzolu we krwi (Petersson 1996). Przede wszystkim jednak satysfakcjonujące relacje dostarczają szerokiej gamy pozytywnych emocji, które pozwalają uporać się ze stresem oraz zapewniają wsparcie społeczne w trudnych sytuacjach.
Fryderyk Nietzsche uważał przebaczenie za oznakę słabości, a miłość nieprzyjaciół z przekąsem nazywał odwetem pokonanych. Filozof ten z godną pozazdroszczenia przenikliwością dostrzegł związek kwestii witalności i przebaczenia, pomylił się jednak co kierunku ich wzajemnego wpływu. W świetle współczesnych badań psychologicznych widać wyraźnie, że przebaczenie nie jest domeną ludzi słabych, lecz brak przebaczenia takimi ich czyni.
Aleksandra Głos