Jaskiniowe umysły w aglomeracjach. Intrygująca psychologia ewolucyjna
Dlaczego wszystko co dobre jest niezdrowe? Nie tylko dietetycy zadają sobie takie pytanie. Również psychologowie ewolucyjni.
Dietetycy mogą tylko załamywać ręce, psychologowie ewolucyjni łamią sobie głowy. Albo lepiej – łamali, ponieważ rozwijana przez nich dyscyplina obecnie bez trudu odpowiada na to pytanie. I to nawet niekoniecznie oskarżając producentów o faszerowanie swych wyrobów poprawiającymi trwałość, smak i aromat, syntetyzowanymi w laboratoriach, szkodliwymi związkami. Na widok tłustych mięs cieknie nam ślinka i trudno nam odmówić sobie słodkich deserów, w efekcie tyjemy, żyły zarastają nam cholesterolem, a zęby niszczy próchnica, ponieważ mentalnie ciągle jesteśmy jaskiniowcami. I nie zmienia tego fakt, że żyjemy w wielomilionowych aglomeracjach, zabijamy się rakietami, nie maczugami, wysyłamy do siebie e-maile, a nie znaki dymne i częściej niż na mamuty polujemy na okazje w supermarketach.
Psychologia ewolucyjna to młoda, prężnie rozwijająca się nauka. Jej celem – podobnie jak innych gałęzi psychologii – jest wyjaśnienie ludzkich przeżyć i zachowań, czy mówiąc bardziej ogólnie – zasad funkcjonowania umysłu. Psychologia ewolucyjna odwołuje się do darwinowskiej teorii ewolucji, wraz z jej współczesnymi uzupełnieniami, traktując funkcje umysłowe i tendencje do pewnych reakcji podobnie jak biologia ewolucyjna postrzega narządy i układy – jako przystosowanie do środowiska, efekt działania doboru naturalnego i doboru płciowego.
Na początku były kaczki
Za swojego duchowego ojca ewolucyjni psychologie uważają oczywiście Karola Darwina, który w przełomowym dziele O pochodzeniu człowieka przepowiedział, że teoria ewolucji wyjaśni również zjawiska psychiczne, ponieważ dobór naturalny i dobór płciowy sterują nie tylko budową i rozwojem organizmów, ale również ich zachowaniami. Pierwsi zwolennicy tego poglądu stworzyli etologię – naukę o zachowaniach zwierząt. Wszystko zaczęło się od kaczek.
Prawdopodobnie każdy widział spacerującą rodzinę kaczek, z dumną matką na czele i grupką podążających za nią młodych. W połowie poprzedniego stulecia naukowcy zaczęli się zastanawiać, dlaczego młode kaczki posłusznie śledzą matkę i w jaki sposób w ogóle ją rozpoznają. Późniejszy noblista Konrad Lorenz wykazał, że kaczki zaraz po wykluciu idą za pierwszym poruszającym się obiektem. Lorenz pokazywał przebijającym się przez skorupki kaczkom swoją stopę, sprawiając, że pisklęta później podążały za nim.
Zachowanie kaczek jest zapisane w genach. Nie jest ono idealną strategią (jeśli pisklęta omyłkowo uznają ludzką nogę za swoją matkę, mają większe szanse wylądować na patelni niż przeżyć), ale i tak sprawdza się w zdecydowanej większości przypadków. Więcej piskląt dożyje momentu spłodzenia własnego potomstwa, jeśli zaraz po wykluciu pierwszy obiekt potraktują jako troskliwą matkę, niż gdyby były skazane na poruszanie się po świecie wyłącznie na własną rękę. Dlatego odpowiedzialny za takie zachowanie gen mógł się rozpowszechnić.
Nie tylko kaczki mają wrodzone zachowania, które pomagają przetrwać. Ludzi dopada lęk wysokości, zwykle boimy się węży, małe dzieci nie ufają obcym, zapach gnijącej żywności jest dla nas nieprzyjemny. Zwrócenie uwagi na to, że pewne naturalne – genetycznie zaprogramowane – reakcje mogły zwiększać szanse przeżycia naszym przodkom, doprowadziło do narodzin psychologii ewolucyjnej.
W paleolicie ludzie całkowicie nieustraszeni żyli krótko – prędzej czy później spadali z wysokich drzew, dawali się pokąsać jadowitym wężom i pająkom albo stawali się kolacją dla drapieżników – i nie mogli przekazywać swoich genów. Z perspektywy psychologii ewolucyjnej my, ludzie współcześni, jesteśmy potomkami tych jaskiniowców, którzy byli na tyle rozsądni, żeby się czegoś bać. A ich ratującą życie spuściznę – zdolność do odczuwania strachu w pewnych warunkach – nosimy zakodowaną w genach.
Tabula rasa czy tomy podręczników?
Zaprogramowane genetycznie zachowania oraz funkcje umysłu, które pomagają przeżyć – podobnie jak cielesne organy zwiększające przystosowanie do środowiska – są nazywane adaptacjami. Można sobie wyobrazić różne hipotetyczne adaptacje – na widok pająka ludzie mogliby obudowywać się chitynowym pancerzem albo wystawiać język i stawać na jednej nodze, a nie odskakiwać czy zwyczajnie rozdeptywać obrzydliwego stawonoga. Reakcje nie mogą być jednak zbyt kosztowne – budowa specjalnej osłonki wymagałby gigantycznych nakładów zasobów energetycznych, a przecież nie każdy pająk zwiastuje śmierć.
Zamiast obudowywać się zbytkowym pancerzem, lepiej – z perspektywy własnych „samolubnych” genów, które, chcąc przetrwać, wpływają na nasze zachowanie – inaczej zainwestować swoje zasoby, na przykład poszukać partnera i spłodzić z nim potomstwo albo upolować coś, by nakarmić żyjące już dzieci. Ewolucja wypromowała najbardziej ekonomiczne reakcje. Kluczowa jest również skuteczność – budowa pancerza musiałaby potrwać, a w tym czasie pająk mógłby śmiertelnie pokąsać swoją ofiarę. Również z pewnością nie każda tarantula zwyczajnie by się obraziła i odeszła nawet po pokazaniu jej języka. Cytując Stevena Pinkera, jednego z psychologów ewolucyjnych: za adaptacje należy uznawać nie zachowania przydatne, ale te wręcz niewiarygodnie przydatne.
Filozofowie przez wieki, a psychologowie przez dziesięciolecia spierali się o to, czy ludzki noworodek ma jakąś zakodowaną wiedzę, czy jego umysł to raczej „niezapisana karta” (tabula rasa), a dopiero życiowe doświadczenie pozwala na wyuczenie się korzystnych zachowań. Psychologia ewolucyjna zdecydowanie odrzuca koncepcję „niezapisanej karty” –po narodzeniu nasze umysły zawierają całe zestawy podręczników (pisanych pod dyktando naszych genów) na temat tego, jak żyć (jak reagować), by dożyć przynajmniej powielenie swojego DNA. Zapisane w umysłach „instrukcje zachowań” są również podręcznikami historii – historii tego, z jakimi przeciwnościami losu zmagali się nasi przodkowie i jak musieli ewoluować, by nie utonąć, nie połamać sobie kręgosłupów, nie dać się zjeść i samemu nie zginąć z głodu czy wyziębienia.
Przywołane wyżej przypadki adaptacyjnej roli strachu wyglądają na mało kontrowersyjne. Psychologia ewolucyjna głosi jednak bardziej śmiałe tezy, gdy próbuje tłumaczyć m.in. złudzenia percepcyjne, gusta, preferencje doboru partnerów, powstanie języka, samoświadomości i społeczeństw, fenomen miłości i wierności, a nawet starzenie się, śmierć i próby samobójcze. Przyjrzymy się niektórym z proponowanych rozwiązań.
Dlaczego cukier jest słodki, a w lesie nocą straszy?
Pewnie każdemu zdarzyło się coś przywidzieć czy przesłyszeć, a dla wielu nocna podróż po lesie niesie za sobą obfitość wrażeń – wydaje nam się, że ktoś nas śledzi, szelest liści bierzemy za dźwięki wydawane przez jakiegoś drapieżnika albo stłumiony oddech skradającego się mordercy. Psychologowie ewolucyjni patrzą na te zjawiska oczywiście pod kątem adaptacji – pytają, jakie problemy rozwiązują złudzenia percepcyjne i w jaki sposób mogły zwiększać szanse na przeżycie.
Z perspektywy „samolubnych genów” lepiej wystraszyć się czegoś niepotrzebnie, niż zachować spokój, gdy sytuacja wymagała błyskawicznej reakcji. Gwałtowna ucieczka przed tygrysem szablozębnym, który ostatecznie okazał się tylko dziwnie powykręcanym drzewem, kosztuje trochę sił i może zakończyć się złamaniem nogi, ale niedostrzeżenie na czas drapieżnika oznacza śmierć. Statystycznie więcej kopii własnych genów pozostawi ten, komu w nocy każdy krzak wydaje się wygłodniałym wilkiem, niż ten, kto zbyt późno zorientuje się w niebezpieczeństwie. Nocą w lesie umysł płata nam różne figle – podpowiada, że coś nam może grozić – z myślą o bezpieczeństwie naszym i naszych genów.
Mnóstwo czasu i energii naszym jaskiniowym przodkom zajmowało zdobywanie pożywienia dla siebie i swojej rodziny. Wiele problemów rozwiązywała wysokokaloryczna żywność – potrzeba jej ilościowo mniej, łatwiej ją przechowywać i transportować, dlatego najważniejszym składnikiem diety było mięso. W epoce kamienia na wegetarianizm nikt po prostu nie miał czasu. Nieprzyjemny, gorzki smak i odrzucający zapach gnijącej żywności zniechęcają do spożycia trujących substancji. Preferencje smakowe ewoluowały zatem w ten sposób, by zachęcać do zjadania kalorycznego mięsa czy soczystych, słodkich owoców. Większe szanse przeżycia miał ten, kto nie wybrzydzał przy krwistym steku z mamuta; geny ludzi, których mdliło na widok tłuszczu, ginęły razem z nimi.
Polowanie łatwiejsze było w grupie, a podzielenie się ubitą zwierzyną z sąsiadem mogło sprawić, że ten w przyszłości się odwdzięczy. Prawdopodobnie w taki sposób wyewoluowały relacje społeczne i zachowania altruistyczne. Tendencja do budowania społeczności i skłonność do pomagania bliźnim są adaptacjami, ponieważ pomagały przeżyć. W czasach kryzysu przetrwał jednak ten, kto lepiej kombinował – dlatego w puli zachowań utrzymały się negatywne moralnie zjawiska, jak zdolność do kradzieży, oszukiwania i popełniania morderstw.
Piękne kobiety i zalety wierności
Dobór sprawił, że pożywne potrawy przyjemnie łechtały podniebienia jaskiniowców, by zachęcać do przyjmowania substancji niezbędnych do życia. A jak psychologia ewolucyjna tłumaczy preferencje wyboru partnera i relacji, w jakie się z nim wchodzi?
Przekazanie własnych genów jest równoznaczne z posiadaniem potomstwa. Utrzymanie dziecka kosztuje nie tylko w XXI wieku – dzieci jaskiniowców może nie domagały się najnowszych modeli elektronicznych gadżetów ani biletów na koncerty gwiazd muzyki, ale też bywały głodne, podobnie jak i kobiety w ciąży. Z perspektywy „samolubnych genów” mężczyzn, którzy inwestowali czas i siły w utrzymanie swoich partnerek, kluczowe było znalezienie kobiet młodych, zdrowych i płodnych, zdolnych wydać na świat liczne, zdrowe potomstwo. Dobór promował zatem poszukiwanie partnerek – poprzez postrzeganie ich jako najbardziej atrakcyjne – obdarzonych cechami związanymi z oceną młodości, zdrowia i płodności, takimi jak czysta cera i zgrabna figura.
Kobiety musiały wiązać się z partnerami, którzy zapewnią im utrzymanie i bezpieczeństwo – dobór sprawił, że jaskiniowe damy skupiały się na cechach sugerujących siłę, zręczność czy wierność i przywiązanie. Mężczyznom nie było łatwo – kobiety z natury są bardziej wybredne, ponieważ w gatunku Homo sapiens to ta płeć więcej inwestuje w spłodzenie potomstwa. Stąd – by zawrócić paniom w głowach – męska pogoń za muskulaturą czy zamiłowanie do uprawiania sportu.
Postrzeganie pewnych cech urody, budowy fizycznej czy charakteru jako bardziej atrakcyjnych może być uznawane za adaptację, ponieważ pomagało dobrać bardziej zdrowych, płodnych i odpowiedzialnych partnerów, gwarantujących spłodzenie i wyżywienie większej liczby potomstwa. Współczesnym miernikiem możliwości utrzymania rodziny bywają nie tylko cechy fizyczne (siła, zdrowie, kondycja) czy psychiczne (pracowitość, ambicja, błyskotliwość) ale i stan konta czy marka posiadanego samochodu, dlatego związki „dla pieniędzy” również mogą być traktowane jako efekt adaptacji.
Oczywiście, to nie wszystko, co psychologia ewolucyjna mówi na temat relacji obu płci. Istnieją koncepcje wyjaśniające zdrady, rozstania, poligamię czy przelotne kontakty seksualne, jednak każde z tych zagadnień wymagałoby osobnego artykułu. Zainteresowanych odsyłam do książek takich jak Ewolucja pożądania autorstwa Davida Bussa czy Umysł w zalotach Geoffreya Millera.
Czy naprawdę jesteśmy mentalnymi jaskiniowcami?
Ewolucja potrzebuje czasu. Zanim dobór naturalny wyeliminuje niekorzystne zachowania (geny wywołujące takie zachowania), mogą przeminąć setki pokoleń. Setki pokoleń ludzi pozbawionych lęku wysokości, wyzutych z uczuć rodzicielskich, niezdolnych do złudzeń percepcyjnych, zbyt odważnych, by uciekać przed tygrysami szablozębnymi, rozkoszujących się gorzki smakiem trucizn i dobierających sobie niewiernych, chorych lub niepłodnych partnerów.
Z punktu widzenia doboru naturalnego kilka tysięcy lat cywilizacji ludzkości to okres bardzo krótki, a kolejne rewolucje cywilizacyjne i naukowe, wydłużające średni wiek życia i pomagające stanąć do walki z siłami przyrody, wygasiły brutalny efekty działania naturalnej selekcji. Ewolucja naszych umysłów w zasadzie już się zakończyła, mamy mózgi, które doskonale rozwiązują potencjalne problemy jaskiniowców, ale czasami kapitulują przed wyzwaniami współczesności. Innymi słowy, jesteśmy przygotowani do zbieracko-łowieckiego trybu życia, nie do zamieszkiwania drapaczy chmur i przelatywania między strefami czasowymi. Takie są podstawowe wnioski psychologii ewolucyjnej. Jednak nie wszyscy się z nimi zgadzają.
Psychologii ewolucyjnej zarzuca się również to, że wszędzie szuka adaptacji i nie docenia znaczenia kultury i jej ewolucji. Ludzie lubią muzykę? Najprawdopodobniej dlatego, że muzyka spajała pierwsze społeczności, służyła komunikacji, a zdolność do świadomego utrzymywanie rytmu była krokiem na drodze ewolucji mowy. Podobno najbardziej podobają się nam krajobrazy sawanny – właśnie w takich rejonach występowały optymalne warunki do osiedlenia się. Powszechne u kobiet w pierwszym trymestrze ciąży nudności pomagały chronić płód przed toksynami, gdy dopiero wykształcają się narządy dziecka. Choroba lokomocyjna to reakcja ochronna mózgu, któremu wydaje się, że został otruty, ponieważ oczy i zmysł równowagi dostarczają niepokrywających się danych na temat zmiany położenia, co sugeruje, że wyraźnie coś nie tak. Takich przykładów można by mnożyć.
Metoda psychologii ewolucyjnej, która poza archeologią, genetyką, neurobiologią i matematyczną teorią gier wykorzystuje również badania ankietowe czy obserwacje terenowe w barach dla samotnych mężczyzn, nie u wszystkich budzi zaufanie. Trudno testować wszystkie hipotezy stawiane przez psychologów ewolucyjnych.
Kontrowersje budzi wizja umysłu, na której opiera się psychologia ewolucyjna. Umysł (rozumiany jako efekt pracy mózgu) miał powstać jako narzędzie do rozwiązywania problemów adaptacyjnych, złożone z dużej liczby wyspecjalizowanych programów, z których każdy odpowiada za wąską dziedzinę i działa na zasadzie przetwarzania informacji. Psychologia ewolucyjna bazuje zatem na tzw. modularnej teorii umysłu oraz paradygmacie obliczeniowym (komputacjonizm), których prawdziwość trudno rozstrzygnąć. Istnieją konkurencyjne koncepcje.
Geny? Niech się utopią
Odrzucić można za to inny argument przytaczany niekiedy przeciwko psychologii ewolucyjnej i teorii ewolucji w ogóle. Istnienie adaptacji nie oznacza, że jesteśmy zdeterminowani przez nasze umysły, funkcjonujące według recepty przechowywanej w genach. Pomimo wrodzonych tendencji do niektórych zachowań, możemy przełamywać strach, pościć, rezygnując z przysmaków i hodować jadowite węże. Możemy też zachowywać abstynencję seksualną, wyrzekając się wrodzonej motywacji do rozpowszechniania własnych genów.
Przywołany już Steven Pinker w książce Jak działa umysł (Książka i Wiedza, Warszawa 2002) wyjaśnia to na własnym przykładzie:
„Będąc już długo w wieku rozrodczym, jestem wciąż dobrowolnie bezdzietny, trwonię moje biologiczne zasoby na czytanie i pisanie, prowadzenie badań, pomaganie przyjaciołom i studentom i bieganie w kółko, ignorując solenny nakaz rozprzestrzeniania moich genów. Według darwinowskich standardów jestem koszmarną pomyłką, żałosnym nieudacznikiem, nic a nic nie lepszym niż właściciel legitymacji stowarzyszenia gejów. Ale jestem z tym szczęśliwy, a jeśli moim genom to się nie podoba, to niech się utopią”.
Łukasz Kwiatek