Jak komunikują się małpy?
Dzięki intensywnym obserwacjom prowadzonym w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat całkiem dobrze rozumiemy małpy komunikujące się w naturalnym środowisku. Pozwala nam to przedstawić wiarygodny scenariusz ewolucji ludzkiego języka.
Komunikacja jest w królestwie zwierząt zjawiskiem powszechnym, co jednak nie oznacza, że zwierzęta mogą przekazywać sobie dowolne informacje – nie potrafią na przykład narzekać na pogodę, chwalić się umiejętnościami swojego potomstwa czy dzielić wrażeniami z lotu do ciepłych krajów. Niemal wszystkie naturalne zwierzęce komunikaty mają formę sygnałów, wyselekcjonowanych przez dobór naturalny do przekazywania sztywnej, ściśle określonej treści (np. informacji o żywności lub zagrożeniu). Ludzki język opiera się na konwencjonalnych symbolach, których znaczeń należy się nauczyć. Dzięki temu, że potrafimy łączyć te symbole w złożone sekwencje, możemy przekazywać złożone treści – na przykład opisywać różnice pomiędzy komunikacją ludzką a zwierzęcą.
Większość zwierząt nie potrafi emitować komunikatów intencjonalnych (celowych) – najczęściej wyrażają one przeżywanie określonego stanu emocjonalnego lub są reakcją na jakiś bodziec. Nie licząc śpiewów delfinów, o których ciągle nie wiemy zbyt wiele, jedynym wyjątkiem mogą być gesty wykonywane przez szympansy.
Dlaczego koczkodany krzyczą…
Interesującym system komunikacji posługują się koczkodany tumbili (Chlorocebus pygerythrus) zwane też werwetami. Te niewielkie małpy, mierzące około 40-50 cm, używają trzech różnych sygnałów (jeden z nich posiada dwie odmiany – „męską” i „żeńską”) na informowanie pozostałych członków stada o różnych „klasach” spostrzeżonych przez siebie drapieżników, z których każda wymaga odmiennej reakcji. Na werwety niebezpieczeństwo czyha z różnych stron – zagrażają im drapieżne ptaki (orły), węże (pytony) oraz drapieżniki lądowe (głównie leopardy). Każdy z tych wrogów wymaga innej, specyficznej strategii ucieczki – przed drapieżnym ptakiem najłatwiej ukryć się w gęstych krzakach lub wśród gałęzi drzew, gdzie jednak można natrafić na pytona; przed leopardem, który sprawnie porusza się po drzewach, najlepiej uciekać na niedostępne mu najcieńsze gałęzie, co jednak niesie ryzyko wystawienia się na ataki ze strony drapieżnych ptaków… Gdyby o każdym z tych zagrożeń informował wyłącznie jeden okrzyk, na niewiele by się on zdawał – małpy musiałyby czekać, aż same zobaczą drapieżnika, by zastosować odpowiednią strategię ucieczki, ale wtedy mogłoby już być za późno, by uniknąć losu obiadu dla orła, pytona czy leoparda.
Na szczęście dla koczkodanów, dobór naturalny zaprogramował je na wydawanie różnych okrzyków, dzięki czemu mogą w miarę szybko zastosować odpowiednie środki ostrożności. W przypadku okrzyku oznaczającego leoparda, werwety biegną w kierunku najbliższego drzewa; na dźwięk sygnału informującego o wężu, koczkodany stają na tylnych kończynach i wpatrują się w trawę, zaś po usłyszeniu sygnału zwiastującego atak orła – rozglądają się i poszukują miejsca, w którym mogłyby się schować.
Co istotne, te strategie ucieczki podejmowane są na sam dźwięk sygnałów, niezależnie od tego, czy dany osobnik widzi drapieżnika. Dorothy Cheney i Robert Seyfarth, którzy spędzili wiele lat na obserwacjach małp w naturalnym środowisku, udowodnili to w pomysłowy sposób: straszyli koczkodany sygnałami odtwarzanymi przez głośniki, przy braku faktycznego niebezpieczeństwa.
Co ciekawe, żyjące na tym samym terytorium co koczkodany tumbili błyszczaki rudobrzuche (Lamprotornis superbus) – ptaki z rodziny szpaków – również posiadają sygnały alarmowe emitowane w przypadku zaobserwowania niebezpieczeństwa ze strony orłów oraz drapieżników lądowych. Cheney i Seyfarth zaobserwowali, że większość koczkodanów reagowała w odpowiedni sposób również na dźwięk specyficznych sygnałów emitowanych przez błyszczaki – niezależnie od tego, czy ptaki wykonywały je na żywo, czy też były one emitowane przez głośniki. Zwyczajny „śpiew” błaszczaków, pozbawiony sygnałów alarmowych, nie powodował żadnych reakcji u koczkodanów.
W jaki sposób koczkodany nauczyły się właściwego im systemu komunikacji oraz odczytywania komunikatów błaszczaków? Ich umiejętności noszą znamiona działania opartego na genetycznym zaprogramowaniu oraz nauce przez warunkowanie. Nawet tak sprawny system komunikacji nie wymaga, by koczkodany w jakikolwiek sposób rozumiały cel wydawania przez nie sygnałów – może się to dziać nieintencjonalnie, czyli całkowicie automatycznie, bez ich woli. Dobór naturalny mógł wyselekcjonować wydawanie każdego z tych okrzyków osobno, jako reakcję na zagrożenie – tak samo zautomatyzowaną, jak cofanie przez ludzi ręki od ognia czy wzdryganie się na widok pająków. Kooperacja, służąca przetrwaniu, nie byłaby więc celem stosowania tych sygnałów, tylko ich efektem ubocznym.
Odpowiednie reakcje koczkodanów na sygnały ostrzegawcze wykonywane przez błaszczaki mogą być wynikiem nauki przez warunkowanie podczas ontogenezy (rozwoju osobniczego). Werwety mogły nauczyć się, że pojawieniu się drapieżników towarzyszą określone dźwięki błaszczaków, więc po jakimś czasie zaczęły reagować na sam dźwięk sygnałów, niezależnie od tego, czy same widziały drapieżnika.
Za tym, że komunikacja koczkodanów nie jest intencjonalna, tylko automatyczna przemawia fakt, że kontynuują one emitowanie sygnałów, nawet jeżeli pozostali członkowie stada zauważyli już zagrożenie, sami zaczęli emitować sygnały ostrzegawcze, a nawet znaleźli już schronienie. Ponadto dorosłe osobniki wydają sygnały alarmowe na widok pawianów – które zagrażają wyłącznie młodym – nawet wówczas, gdy w pobliżu nie ma żadnych młodych. Z drugiej strony koczkodany przebywające w samotności nie emitują sygnałów alarmowych – jakby zdawały sobie sprawę z tego, że nie muszą nikogo informować. Sprawa nie jest zatem ostatecznie rozstrzygnięta, choć prawdopodobnie w grę wchodzi sprzężenie wydawanych okrzyków z przeżywaniem określonych stanów emocjonalnych – tak jak ma to miejsce u szympansów.
… a szympansy pohukują i chrząkają?
Komunikacja szympansów w środowisku naturalnym opiera się na wokalizacjach, gestach, mimice oraz przybieraniu postur. Mimika czy postury to rodzaj „mowy ciała”, wyrażają przeżywane emocje i są całkowicie wrodzone. U małp ich repertuar jest bardzo bogaty – badacze doliczyli się m.in. ponad 250 różnych schematów mimicznych. Jednak ciekawszą rolę w życiu społecznym szympansów odgrywają wokalizacje i gesty.
W gęstych lasach z ograniczoną widocznością, jakie zamieszkują szympansy, sygnały głosowe są podstawowym sposobem komunikacji. Katie Slocombe i Klaus Zuberbühler, którzy obserwowali szympansy w lasach Ugandy, wyliczają kilkanaście różnych wokalizacji: dyszące pohukiwanie (pant-hoot), skomlenie (whimper), krzyk (scream), pisk (squeak), szczekanie (bark), szczekanie „waa” (waa-bark), kaszel (cough), chrząkanie (grunt), szorstkie chrząkanie (rough grunt), dyszące chrząkanie (pant grunt), dyszenie (pant) i śmiech (laughter). Na podstawie obserwacji okoliczności, w jakich wokalizacje te występują, oraz reakcji odbiorców na nie, możemy domyślać się ich funkcji. I tak na przykład skomlenie wykonywane jest przez zaniepokojone czymś młode, które na przykład zgubiło matkę. Dorosłe osobniki znajdujące się w pobliżu takiego młodego często starają się złagodzić jego niepokój. Szczekanie „waa” występuje przy konfrontacjach dorosłych samców, które w ten sposób, z pewnego dystansu, straszą przeciwnika, zaś krzyk jest nieodłącznym elementem walki – krzyczą zarówno agresorzy, jak i ofiary ataków, w tym szympansy zaatakowane przez przedstawicieli innych gatunków (np. leopardy), przede wszystkim po to, by rekrutować pomocników.
Co ciekawe, w niektórych przypadkach nośnikiem znaczenia może być nawet sposób, w jaki dana wokalizacja jest wykonywana. Np. struktura akustyczna szorstkiego chrząkania (rough grunt) zależy od tego, jaką wartość szympans przypisuje odnalezionej żywności. Eksperymenty z odtwarzaniem nagranych wokalizacji wykazały, że słyszący je osobnik może na podstawie sposobu szorstkiego chrząkania wnioskować, jaka żywność została znaleziona przez nadawcę. Również krzyki (screams) wydawane przy konfrontacjach różnią się w zależności od roli przy starciu (inaczej krzyczy agresor, inaczej ofiara ataku), jak również od stopnia agresywności ataku.
Co jeszcze wiemy o wokalizacjach? Ich repertuar jest wrodzony u wszystkich naczelnych różnych od człowieka. Wychowanie młodego szympansa wśród innego gatunku nie sprawi, że zacznie on wokalizować w sposób właściwy dla gatunku swoich przybranych rodziców –będzie wydawał takie odgłosy, jak szympansy wychowane wśród szympansów. Praktycznie niemożliwe jest nauczenie małpy nowej wokalizacji, co prawdopodobnie wynika z tego, że szympansy nie potrafią wydać określonej wokalizacji, jeżeli nie przeżywają powiązanego z nią stanu emocjonalnego. Sugeruje to – zdaniem Michaela Tomasella, jednego z najwybitniejszych psychologów i prymatologów – że wszystkie wokalizacje zostały wyselekcjonowane przez dobór naturalny osobno, podobnie jak okrzyki alarmowe koczkodanów. Sprzężenie dźwięków z emocjami wyjaśnia również, dlaczego sposób wykonywania wokalizacji przenosi informacje – im bardziej dany osobnik jest emocjonalnie pobudzony (ponieważ odnalazł cenniejszą żywność lub jest ofiarą bardzo gwałtownego ataku), tym impulsywniej wokalizuje.
Jedyna elastyczność w posługiwaniu się wokalizacjami, na jaką stać małpy, to umiejętność powstrzymywania się – wyłącznie przez niektóre osobniki – od wydawania niektórych wokalizacji w dwóch sytuacjach: po pierwsze gdy osobnik przebywa w samotności, po drugie gdy nie ma w jego pobliżu żadnego jego bliskiego krewnego (może to mieć, oczywiście, związek z tym, że samotny osobnik przeżywa inny stan emocjonalny). Krążą również anegdotyczne opowieści o szympansie, który po odnalezieniu żywności zakrywał dłonią usta, tłumiąc typową wokalizację – szorstkie chrząkanie (rough-grunt) – najwidoczniej po to, by nie przywołać innych osobników i zjeść wszystko samemu.
Czym zatem są wokalizacje szympansów? Wokalizujący szympans jest słyszany przez wszystkie osobniki znajdujące się w okolicy – jest to banalne stwierdzenie, ale niesie istotne konsekwencje. Fakt ten ma oczywiste plusy (chociażby wzywanie większej liczby pomocników), ale jednocześnie sprawia, że wokalizujący osobnik nie może skierować wokalizacji pod adresem wyłącznie określonego odbiorcy, z pominięciem reszty znajdujących się w pobliżu osobników. Sprawia to, że wokalizacje szympansów (i pozostałych luźniej z nami spokrewnionych małp) są, jak to ujmuje Tomasello, „indywidualistycznymi wyrażeniami emocji, a nie aktami skierowanymi na odbiorcę”.
Od małpich gestów do ludzkiego języka
Inaczej sprawa wygląda z gestami. Zdaniem Tomasella dwa rodzaje gestów wykonywanych przez szympansy mają charakter intencjonalny, o znaczeniach ukształtowanych podczas rozwoju osobniczego. Są to gesty wyrażające zamiar oraz gesty przyciągające uwagę.
Te pierwsze mają miejsce, gdy nadawca wykonuje tylko pierwszy krok z sekwencji zachowania, która w całości prowadzi do jakiejś interakcji z odbiorcą, ale już ten pierwszy krok wystarcza, by zainicjować tę interakcję, ponieważ odbiorca rozumie, czego oczekuje nadawca. Takimi gestami są m.in. uniesienie ramienia inicjujące zabawę (w pełnej sekwencji zachowania nadawca unosił ramię, uderzał drugiego osobnika i zaczynał się z nim bawić), dotknięcie przez młodego pleców dorosłego osobnika – będące prośbą o „przewiezienie” na plecach (w pełnej sekwencji młode wspinają się dorosłym na plecy), czy położenie ręki na innym osobniku, by zapoczątkować wspólny spacer (w pełnej sekwencji zachowania nadawca łapie odbiorcę i zaczyna go ciągnąć za sobą).
Gesty zdradzające zamiar są sygnałami o znaczeniu zrytualizowanym – po pewnym czasie stosowania całych sekwencji prowadzących do jakiejś interakcji szympansy uczą się odczytywania zamiarów nadawcy i zaczynają interakcję po pierwszym kroku sekwencji. Znaczenie tego gestu nie jest przedmiotem konwencji, nie jest także genetycznie wrodzone – kształtuje się w interakcjach społecznych. W ten sposób powstaje wiele gestów używanych wyłącznie przez pojedyncze osobniki – inni członkowie nie zaczynają z nich korzystać, ponieważ szympansy mają problemy z nauką przez naśladowanie (imitację). Każdy osobnik musi takie gesty wynajdywać (właściwie: rytualizować) na nowo.
Przykładami drugiego rodzaju intencjonalnych komunikatów – gestami przyciągającymi uwagę – są u szympansów takie zachowania jak uderzenie dłonią o ziemię albo w jakiś przedmiot, szturchnięcie innego osobnika, rzucenie w niego czymś lub przystawienie mu do twarzy własnych pleców.
Nadawcy w ten sposób starają się przykuć uwagę odbiorców do swoich sygnałów cielesnych – np. związanych z nastawieniem do zabawy (u młodych zdradza je specyficzna postura i wyraz twarzy) lub pobudzeniem seksualnym – w celu zainicjowania odpowiedniej interakcji (zabawy czy kopulacji). Ponieważ gesty przyciągające uwagę nie są ograniczone do tylko jednej, konkretnej interakcji, uczenie się ich nie odbywa się w taki sam sposób, jak nauka posługiwania się gestami zdradzającymi zamiar. Tomasello przypuszcza, że szympansy po prostu zauważają, że różne czynności – takie jak uderzanie dłonią o ziemię czy jakiś obiekt, rzucanie przedmiotami itd. – początkowo wykonywane w innych celach, zwracają uwagę szympansów znajdujących się w pobliżu. Następnie wykorzystują te same czynności do intencjonalnego zwracania uwagi innych osobników i wchodzenia z nimi w różne interakcje – takie jak karmienie (młodych), zabawy, iskanie czy kopulacja.
Ponieważ to gesty, a nie związane ze stanami emocjonalnymi wokalizacje u szympansów mają charakter intencjonalny, niektórzy naukowcy zasugerowali, że to w takiej formie komunikacji należy upatrywać korzeni ludzkiego języka. Między innymi Tomasello twierdzi, że nasi przodkowie najpierw rozwinęli rodzaj języka migowego (od zrytualizowanych gestów, przez pantomimę, aż do gestów symbolicznych), a dopiero z czasem wynaleźli mowę. W międzyczasie ewolucja musiała ukształtować mózgi naszych przodków, umożliwiając im większą kontrolę nad aparatami głosowymi. Analogiczną teorię z neuroboligicznego punktu widzenia opracował Michael Arbib.
Łukasz Kwiatek
Polecana literatura:
Michael Tomasello, Joseph Call, Primate Cognition, 1997.
Michael Tomasello, Kulturowe źródła ludzkiego poznawania, tłum. J. Rączaszek, 2002.
Michael Tomasello, Origins of Human Communication, 2010.
The Mind of Chimpanzee, (red.) Elizabeth Lonsdorf, Stephen Ross, Tetsuro Matsuzawa, 2010.
Michael Arbib, How the Brain Got Language? The Mirror System Hypothesis, 2012.