Ile wolności posiadasz?
Jeśli nasze czyny determinowane są przez zdarzenia, na które nie mamy żadnego wpływu, to powinniśmy uznać, że nigdy nie jesteśmy wolni.
Wyobraźmy sobie następującą historię. Grupa naukowców stworzyła w laboratorium człowieka – nazwijmy go Panem Marionetką – który został zaprojektowany tak, aby popełnił jakąś zbrodnię, powiedzmy: morderstwo, podczas nieudanej transakcji narkotykowej. W procesie karnym Pana Marionetki obrona powołuje na świadka kierownika projektu naukowego, w ramach którego powstał oskarżony. Ów naukowiec, światowej klasy neurobiolog, w następujący sposób odpowiada na pytanie o jego relację z oskarżonym: „To naprawdę bardzo proste. Zaprojektowałem go. Starannie wyselekcjonowałem każdy gen w jego ciele i dokładnie zaplanowałem każde wydarzenie w jego życiu, tak aby stał się dokładnie tym, kim jest obecnie. Wybrałem jego matkę, wiedząc że pozwoli mu płakać godzinami zanim weźmie go na ręce. W podobny sposób wybrałem jego krewnych, nauczycieli i przyjaciół, mówiąc im, co powinni mu powiedzieć i jak go traktować. Wszystko szło zgodnie z planem, może z kilkoma wyjątkami. Zapewniam, że oskarżony nie zasługuje na karę”.
Historia ta przypomina scenariusz filmu science fiction. Jednak jej autorzy, psychologowie Joshua Greene (Uniwersytet Harvarda) oraz Jonathan Cohen (Uniwersytet Princeton), twierdzą, że każdy z nas przypomina Pana Marionetkę – i nie chodzi tu, szczęśliwie, o jego zbrodnicze czyny, lecz o faktyczny, wpływ jaki mamy na nasze życie. O ile Pana Marionetkę zaprojektowano w laboratorium, my zostaliśmy zdeterminowani przez zdarzenia, które miały miejsce jeszcze zanim się urodziliśmy – jak choćby spotkanie się naszych rodziców – oraz prawa przyrody. Nawet jeśli prawa przyrody dopuszczają losowość – a zdaniem wielu tak właśnie jest, gdy idzie prawa przyrody opisujące zdarzenia zachodzące na poziomie kwantowym – jest to losowość, na którą nie mamy przecież żadnego wpływu. Nie możemy przecież wpływać na prawa przyrody. Idąc dalej: jeśli nasze czyny determinowane są przez zdarzenia, na które nie mamy żadnego wpływu, to powinniśmy uznać, że nigdy nie jesteśmy wolni. Choć czasem wydaje nam się, że to my jesteśmy autorami naszych czynów – niekiedy przekonanie to jest po prostu niewzruszalne – wszystko to są jedynie złudzenia.
Kara i brak winy
Powyższa konstatacja może budzić zaniepokojenie. Wiele idei oraz praktyk, które są na nich oparte, wymaga istnienia wolności człowieka. Bez wolności tracą one swoje uzasadnienie. Tak jest we wspomnianym scenariuszu, którego jednym z wątków jest proces karny Pana Marionetki. Czy pociągnięcie do odpowiedzialności prawnej, a następnie wymierzenie kary oskarżonemu jest sensowne w jego sytuacji? I co bardziej istotne: jeśli nasza sytuacja istotnie przypomina jego sytuację, to czy nasze praktyki związane z pociąganiem do odpowiedzialności prawnej oraz wymierzaniem kary nie tracą racji bytu? Niektórzy uważają, że – przynajmniej w znacznym stopniu – tak właśnie jest. Porzucić należy mrzonki o tym, że karę wymierzamy sprawcy dlatego, że jest winien zarzucanego mu czynu – pojęcie winy traci przecież sens, jeśli nikt nie ma faktycznego wpływu na swoje zachowanie. Karę uzasadnić powinniśmy inaczej: odwołując się do możliwości odstraszenia sprawcy bądź innych osób od popełniania podobnych czynów w przyszłości. Jest to bowiem uzasadnienie skierowane w przyszłość. Poszukiwanie winy sprawcy dotyczy natomiast okoliczności popełnionego czynu, czyli zdarzeń przeszłych (np. czy w chwili popełnienia czynu mógł kierować swoim zachowaniem?). Argumentacja przyszłościowa wydaje się jednak odzierać ludzi z ich godności, jako że zasadza się na traktowaniu ich jedynie jako środków do celu, a nie celów samych w sobie.
Wymierzanie kary to tylko jeden z wielu przykładów sytuacji, w których zakłada się istnienie wolności człowieka. Inną, dla niektórych niewspółmiernie ważniejszą kwestią jest problem teodycei. Otóż w jaki sposób pogodzić niezaprzeczalny fakt istnienia w świecie zła – trudno oprzeć się przy tym wrażeniu, że to zło może istnieć w czystej postaci, np. jako obozy zagłady – z istnieniem dobrego, miłosiernego Boga. Nierzadko argumentuje się, że rozwiązaniem tego problemu jest teza o obdarzeniu człowieka przez Boga wolnością. Niejako przenosi to odpowiedzialność za zło z Boga na człowieka. Lecz jeśli człowiek nie ma wolności, posunięcie takie jest niedopuszczalne.
Oczami naukowca
Oto zapoznaliśmy się – w ogromnym i niesprawiedliwym, choć koniecznym – skrócie, z problemem wolnej woli. Jak widać, to twardy orzech do zgryzienia. Wydaje się, że wolność jest niemożliwa w deterministycznym świecie, który nie dopuszcza „rozgałęzień” w swojej historii, czyli miejsc, gdzie coś mogłoby wydarzyć się inaczej. Z drugiej strony, istnienie wolności trudno wyjaśnić również w świecie indeterministycznym. To taki świat, który wprawdzie dopuszcza rozgałęzienia, lecz to, w jaki sposób potoczny się historia w miejscach, gdzie może ona potoczyć się inaczej, nie zależy od nas, lecz od ślepego trafu. Czy przypadkiem nie jest tak, że nie tylko rozwiązanie, lecz wręcz zrozumienie problemu wolnej woli przekracza nasze zdolności poznawcze? Innymi słowy, czy problem wolnej woli nie jest i nie pozostanie dla nas tajemnicą? Pytanie to zostawmy filozofom. W zamian spójrzmy na wolną wolę oczami naukowca.
Z uwagi na bliski związek problemu wolnej woli z zagadnieniami determinizmu oraz indeterminizmu, w pierwszej połowie XX wieku ów problem był przedmiotem zainteresowania nie tylko filozofów czy teologów, lecz również fizyków. To właśnie fizyka jest bowiem tą dyscypliną, która może najbardziej przybliżyć się do odpowiedzi na pytanie, czy świat jest deterministyczny. Znany jest sceptycyzm Alberta Einsteina w odniesieniu do istnienia wolnej woli. Słynny fizyk stwierdził kiedyś, parafrazując Artura Schopenhauera, że „człowiek może robić to, czego chce, ale może chcieć tylko tego, co musi”.
Co ciekawe, w ostatnich dekadach zwolennikom istnienia wolnej woli rękawicę rzucili przedstawiciele nauk innych niż fizyka. Dynamicznie rozwijające się nauki kognitywne, w szczególności psychologia oraz neurobiologia, pozwalają na dostrzeżenie nowego typu zagrożenia dla wolności człowieka. Niebezpieczeństwo to polega na tym, że – jeśliby wierzyć doniesieniom kognitywistów – ludzie nie do końca zdają sobie sprawę z faktycznych przyczyn swojego zachowania. Niektórzy twierdzą wręcz, że wiedza człowieka o owych przyczynach jest wręcz marginalna. Tymczasem niewiedza o przyczynach zachowania wydaje się dla wolności zagrożeniem w tym samym stopniu, co determinizm czy indeterminizm.
Wgląd we własny umysł
Dlaczego niewiedza o faktycznych przyczynach zachowania ogranicza wolność? Otóż zachowanie człowieka można określić wolnym wówczas, gdy jest świadomy tego, co czyni. Wolnymi czynami są jedynie te czyny, które zostały świadomie wybrane przez człowieka, który ich dokonał i w przypadku których miał możliwość wglądu w ich konsekwencje. Oczywiście nie chodzi tu o świadomość wszelkich okoliczności czynu, jak choćby tego, że wiązał się on z wystąpieniem pewnych zjawisk elektrochemicznych w mózgu działającego albo tego, że zmienił tor lotu przelatującej nieopodal pszczoły. Dotyczy to jedynie tych okoliczności, które mają znaczenie dla człowieka, gdy podejmuje on decyzję o działaniu. Na przykład tego, że wypowiedzenie pewnych słów to kłamstwo lub tego, że konsekwencją czynu będzie zagrożenie życia innej osoby.
Na pierwszy rzut oka wydaje się nieprawdopodobne, aby wgląd w przesłanki naszego działania był znacznie ograniczony. Przeczucie to stanowi zresztą jeden z powodów niewielkiego zainteresowania związkiem pomiędzy niewiedzą o przyczynach zachowania a wolną wolą. Skąd się to przeczucie bierze? Dobrym kandydatem do wyjaśnienia jego genezy jest inna, bardziej fundamentalna intuicja: dostęp do treści naszego umysłu (zwany też introspekcją), a więc i do przyczyn naszego działania, wydaje nam się uprzywilejowany. Dostęp ten wydaje się bezpośredni i niepodważalny, inaczej niż w przypadku umysłów innych ludzi. Tutaj skazani jesteśmy na dostęp pośredni, wymagający interpretacji zachowania drugiego człowieka. Nikt inny nie może znać treści naszego umysłu lepiej niż my sami. Intuicja ta jest tak silna, że stanowiła punkt wyjścia niejednego systemu filozoficznego. Być może najlepszym przykładem jest tutaj system Kartezjusza, który twierdził, że nasze przeświadczenia dotyczące zawartości naszych umysłów nie mogą być fałszywe.
Zgoła inaczej zapatrywać można się na introspekcję, gdy prześledzimy wyniki niektórych badań naukowych. Sugerują one, że wgląd w treść naszego umysłu wcale nie jest bezpośredni i w związku z tym uprzywilejowany, lecz ma charakter interpretacyjny – podobnie jak dostęp do umysłu innych ludzi. I podobnie jak często mylimy się przypisując innym myśli, emocje czy pragnienia, tak też możemy się mylić przypisując myśli, emocje czy pragnienia sobie. Takie introspekcyjne błędy skutkować mogą konfabulacją, czyli nieprawdziwym wyjaśnieniem swojego postępowania.
Jednym z najprostszych i bodaj najbardziej znanych typów badań ilustrujących zjawisko konfabulacji są badania dotyczące preferencji jednego spośród kilku identycznych produktów (np. jednej z trzech szklanek tego samego soku). Uczestnicy takich badań wykazują nierzadko skłonność do wyboru tego produktu, który znajduje się w środku prezentowanych opcji, uzasadniając to dostrzeżonymi różnicami w jakości produktów. Jednocześnie zdecydowanie zaprzeczają, że kierowali się jedynie położeniem. Bardziej kontrowersyjne, i co za tym idzie jeszcze bardziej popularne, są eksperymenty, które pokazują, że uzasadnienia proponowanych przez osoby badane rozwiązań dylematów moralnych także często stanowią konfabulację. Przykładowo, podawane przez badanych uzasadnienia mogą odwoływać się do praw i obowiązków człowieka, podczas gdy faktycznie ich decyzje powodowane są zabarwioną emocjonalnie intuicją (dzięki zręcznym manipulacjom autorów eksperymentu), w której działanie badani nie mają wglądu.
Uważny czytelnik tego rodzaju literatury naukowej może odnieść wrażenie, że kognitywiści od jakiegoś czasu ścigają się, aby wykazać najbardziej szokujący przykład nieświadomości człowieka co do faktycznych przyczyn jego działania, które to przyczyny z pewnością uwzględniłby on, zastanawiając się nad tym, jak postąpić – gdyby tylko o nich wiedział. To dość przygnębiająca perspektywa. Wydaje się jednak, że może ona mieć ona również pozytywne konsekwencje. Ograniczenia naszej wolności stanowią bowiem jeszcze jeden argument – tym razem wsparty autorytetem nauki – za ograniczeniem pewności siebie w ferowanych wyrokach dotyczących kwestii wszelakich – także w kwestii ograniczeń naszej wolności. Dalece uproszczony obraz rzeczywistości, na którym owe sądy bazują, nie pozwala bowiem na właściwą ocenę przesłanek naszego rozstrzygnięcia.