Gdy sąd myśli o białych niedźwiedziach
Postaraj się przez najbliższą minutę nie myśleć o białych niedźwiedziach. Udało się?
To ostatnie zjawisko zainteresowało Daniela Wegnera, psychologa z Harvardu. Badani w jego eksperymentach nie tylko nie byli w stanie powstrzymać się od myślenia o białych niedźwiedziach, ale też lepiej pamiętali rzeczy, o których mieli zapomnieć, byli rozproszeni tym bardziej, im silniej próbowali się skoncentrować i wyjątkowo pobudzeni, gdy zachęcano ich do zrelaksowania się.
Chcąc wyjaśnić zaobserwowane anomalie Wegner sformułował teorię paradoksalnych procesów kontroli umysłowej. Jego zdaniem, gdy próbujemy wprowadzić nasz umysł w pożądany stan (np. zasnąć) używamy dwóch równoległych procesów. Pierwszy z nich jest świadomy i możemy nim sterować. Ma on za zadanie szukać treści psychicznych zgodnych z naszą intencją (w przykładzie z zasypianiem będą to oznaki zmęczenia). Drugi proces jest nieuświadomiony i pełni funkcję pomocniczą – monitoruje naszą psychikę szukając elementów sprzecznych z naszym celem (np. oznak pobudzenia) i automatycznie sygnalizuje konieczność ich usunięcia. Niestety, delikatna równowaga, w której pozostają te dwa procesy może łatwo zostać zachwiana, szczególnie, gdy nasz umysł jest przeciążony – coś odwraca naszą uwagę, znajdujemy się pod presją czasu, działa na nas stres albo alkohol. W takiej sytuacji to drugi proces zaczyna dominować i to jego odkrycia trafiają do świadomości. Paradoksalnie więc, to najbardziej niepożądane treści psychiczne stają się najłatwiej dostępne. Rzeczywiście, jak napisał Czesław Miłosz, umysł mamy ironiczny.
Paradoksy kontroli umysłowej nie ułatwiają nam życia. Ich efektem są zarówno codzienne zmagania z natarczywymi nieprzyjemnymi myślami, jak i poważne trudności w leczeniu klinicznych obsesji. Wydaje się, że paradoksy te mogą zakłócać nawet procesy sądowe.
Badacze z Uniwersytetu w Waszyngtonie przedstawili trzem grupom studentów trzy wersje opisu procesu o rozbój i morderstwo. Wersja pierwsza zawierała wyłącznie umiarkowanie przekonujące poszlaki na niekorzyść oskarżonego. W dwóch pozostałych wersjach natomiast prokurator dostarczał znacznie mocniejszego dowodu winy, jednak w wersji trzeciej sędzia uznał, że dowód ten został zdobyty nielegalnie i polecił przysięgłym, by nie brali go pod uwagę. Studentów poproszono o wejście w rolę przysięgłych i wydanie wyroku.
Studenci z grupy pierwszej (mający tylko poszlaki) jednomyślnie uniewinnili oskarżonego. Natomiast wyroki studentów z grup drugiej i trzeciej były często skazujące. Polecenie sędziego, by nielegalny dowód zignorować okazało się nieskuteczne. Podobne wyniki uzyskano w wielu kolejnych badaniach.
Wegner mógłby tu zasugerować, że studentom odgrywającym przysięgłych nie udało się uniknąć paradoksów kontroli umysłowej. Wydawanie nawet symbolicznego wyroku obciąża nasz umysł (warto tu zastanowić się, jak bardzo obciążający musi być dla sędziego rzeczywisty proces), więc próba zignorowania istotnej informacji jest silnie narażona na niepowodzenie. Oczywiście możliwe są też inne wyjaśnienia. Badani mogli po prostu chcieć wykorzystać każdy dostępny (choćby nielegalny) dowód, by skazać domniemanego mordercę.
Bez względu na to, które wyjaśnienie jest trafne, badacze z Waszyngtonu wykazali istnienie niebezpiecznego zjawiska. Każdy system prawny zawiera (nie bez powodu) przepisy zabraniające wykorzystywania pewnych informacji w procesach sądowych, czyli tzw. zakazy dowodowe. Niektóre dowody uznaje się za niedopuszczalne ze względu na ich prawdopodobną nierzetelność bądź by chronić ważne wartości np. więzi rodzinne. Polski Kodeks postępowania karnego stanowi między innymi, że adwokat nie może zostać przesłuchany jako świadek co do faktów, o których dowiedział się prowadząc sprawę (art. 186), osoba najbliższa dla oskarżonego może odmówić zeznań (art. 182), a wyjaśnienia, zeznania i oświadczenia osoby przesłuchiwanej za pomocą przymusu nie mogą stanowić dowodu (art. 171). Eksperymenty poddają w wątpliwość skuteczność takich przepisów. Jeśli sędzia (w polskich procesach nie ma ławy przysięgłych, ławnicy zaś występują mniej więcej w co setnej sprawie karnej) uzyska dane, które prawo nakazuje mu zignorować, ich wpływ na wyrok jest co najmniej niewykluczony. Podobny problem mogą stanowić pojawiające się w przypadku najgłośniejszych spraw informacje z mediów, które zresztą chętnie (i wbrew prawu prasowemu) zawczasu wydają własne wyroki.
Jak chronić skuteczność zakazów dowodowych? Pewnych wskazówek dostarczają badania psychologów. Pomocne wydają się przede wszystkim narada sędziowska (niestety w polskich procesach standardem jest sąd jednoosobowy) i wyczerpujące uzasadnienie, dlaczego dany typ dowodów nie jest dopuszczalny.
Inną opcja wynika z teorii Wegnera. Niedopuszczalny dowód jest tu odpowiednikiem białego niedźwiedzia. Instrukcja zignorowania go („nie myśl o białych niedźwiedziach”), czyli zakaz dowodowy, będzie najczęściej wywoływać efekt przeciwny do zamierzonego. Dlatego być może warto rozważyć pozostawienie sędziom większej swobody w ocenie dowodów. W końcu jak często myślimy o białych niedźwiedziach, jeśli nikt nie każe nam o nich nie myśleć?
Podobnie chyba uważał autor „Alicji w Krainie Czarów”: „To jest niesłychanie ważna okoliczność – rzekł Król, zwracając się do przysięgłych. Mieli oni właśnie zanotować w zeszycikach tę opinię Króla, kiedy nagle odezwał się Biały Królik mrugając porozumiewawczo: – Jego Królewska Mość chciał powiedzieć, że to niesłychanie nieważna okoliczność. – Oczywiście, chciałem powiedzieć, że nieważna – rzekł pośpiesznie Król, po czym zaczął powtarzać półgłosem: – Ważna-nieważna, ważna-nieważna – jakby zastanawiając się, które słowo ma ładniejsze brzmienie. Alicja zauważyła, że niektórzy przysięgli zanotowali: „ważna”, inni zaś „nieważna”. Pomyślała jednak, że nie gra to i tak najmniejszej roli”.
Bartłomiej Kucharzyk
Publikacja sfinansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” w latach 2016-2019