Gatunki psychologii
Nazywanie psychologii nauką humanistyczną można kwestionować, ponieważ dużą rolę w jej rozwoju odegrały inne niż człowiek zwierzęta. To, w jaki sposób rola ta się zmieniała, obrazowało zmiany zachodzące w całej psychologii.
Na początku XX w. sporą sławę zyskał pewien koń imieniem Mądry Hans. Najgłośniej było o nim w Niemczech, gdzie występował publicznie, ale jego zdolności opisał nawet „New York Times”. Mądry Hans potrafił rzekomo m.in. dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić. Podstawowe działania arytmetyczne wykonywał oczywiście za pomocą kopyta, którym wystukiwał rozwiązania zadanych mu równań.
Niezwykłym koniem zainteresował się psycholog Oskar Pfungst, który poddał go serii precyzyjnie skonstruowanych testów i udowodnił, ku rozczarowaniu właściciela zwierzęcia, że Hans jednak liczyć nie umie. Koń potrafił podać prawidłową odpowiedź tylko wtedy, gdy pytający znajdował się w zasięgu jego wzroku i sam znał rozwiązanie. Hans po prostu przestawał stukać kopytem, gdy zauważał subtelne, mimowolne zmiany w postawie i zachowaniu pytającego, a te zachodziły, gdy liczba stuknięć odpowiadała prawidłowej odpowiedzi.
Historia Mądrego Hansa słusznie stała się dla psychologów przestrogą przed wyciąganiem pochopnych wniosków o mechanizmach obserwowanych, również u ludzi, zachowań. Stała się też jednak niestety anegdotycznym „dowodem” na to, że nie warto badać procesów psychicznych u zwierząt innych niż ludzie.
Behawioryzm i jego zwierzęta
Gdy Mądry Hans święcił mniej lub bardziej zasłużone tryumfy po jednej stronie Atlantyku, po drugiej rozwijał się nurt filozoficzno-badawczy, który miał zdominować psychologię na następne kilkadziesiąt lat – behawioryzm. Ojciec założyciel behawioryzmu – John B. Watson – twierdził, że psychologia, wbrew swojej nazwie, powinna badać to, co dostępne obserwacji, czyli zachowanie i jego zewnętrzne przyczyny. Psychika była dla Watsona nieotwieralną „czarną skrzynką”, a radykalni behawioryści odmawiali jej w ogóle znaczenia.
Postulat Watsona odnosił się właściwie do badania ludzi, ale jego zwolennicy poszli dalej uznając, że podstawowe prawidłowości rządzące zachowaniem łatwiej badać u mniej „skomplikowanych” zwierząt. Nie bez znaczenia było tu, dokonane właściwie przypadkiem przez rosyjskiego fizjologa i laureata Nagrody Nobla Iwana Pawłowa, odkrycie warunkowania klasycznego. Znane wszystkim psy Pawłowa śliniły się, gdy pojawiał się bodziec (np. dźwięk dzwonka) wcześniej regularnie poprzedzający karmienie. Ich organizmy nauczyły się zatem reagować z wyprzedzeniem. Podobne zjawiska możemy zaobserwować u siebie na co dzień w bardzo różnych sytuacjach.
Amerykańscy behawioryści zajęli się inną odmianą uczenia się – warunkowaniem instrumentalnym (inaczej: sprawczym). Intuicja i doświadczenie podpowiadają, że jeśli jakieś zachowanie wielokrotnie przynosi pozytywne efekty (jest nagradzane), to jego częstotliwość rośnie, jeśli natomiast jego skutki są negatywne (wywołuje karę), to pojawia się ono coraz rzadziej. Za pomocą precyzyjnie stosowanych kar i nagród (te drugie behawioryści często nazywają wzmocnieniami) można kształtować nawet bardzo złożone zachowania. Czołowi przedstawiciele behawioryzmu badali szczegóły tego zjawiska w laboratoriach, korzystając z usług licznych gatunków zwierząt. Burrhus F. Skinner był np. fanem gołębi. Pokazywał, jak mogą u nich powstawać „przesądy” (nakarmienie gołębia tuż po nietypowym zachowaniu zwiększa prawdopodobieństwo powtórzenia się tego zachowania), uczył je grać w tenisa stołowego (co można zobaczyć w internecie), a nawet próbował wysłać je na front jako kamikadze sterujących rakietami. Edward Thorndike z kolei upodobał sobie koty, które zamykał w specjalnych skrzynkach i obserwował, jak uczą się z nich wydostawać. Dużą popularnością cieszyły się też oczywiście szczury.
Behawioryści nie postępowali może ze zwierzętami tak bezwzględnie jak niektórzy biolodzy, ale uznawali je przede wszystkim za modele, a więc uproszczone wersje obiektów, które są naprawdę interesujące – ludzi. Założenie to ostatecznie się na behawioryzmie poniekąd zemściło. Prowadzono coraz więcej eksperymentów dowodzących, że na uczenie się i zachowanie wpływają czynniki biologiczne, w tym gatunek zwierzęcia jako źródło jego instynktów. Uchylono też wieko „czarnej skrzynki” – szczury pokonujące labirynt w badaniach Edwarda Tolmana okazały się tworzyć mentalne mapy przestrzeni (patrz „Myślę, więc wiem, gdzie jestem”). Po II wojnie światowej behawioryzm szybko ustąpił miejsca psychologii poznawczej, a więc nurtowi skoncentrowanemu na badaniu procesów umysłowych.
Osoby badane
Psychologowie poznawczy skupili się co do zasady na badaniu ludzi, pozostawiając rozważania nad umysłami innych zwierząt etologom i, zwłaszcza, prymatologom. To te dwie dziedziny stopniowo dowiodły, że w głowach szympansów, delfinów, psów, a nawet ptaków może być znacznie więcej, niż wydawało się Skinnerowi, który słysząc doniesienia o małpach uczonych języka natychmiast próbował pokazać, że podobne efekty można osiągnąć odpowiednio warunkując zachowanie gołębi. Nic dziwnego więc, że zainteresowanie psychologów zwierzętami odżyło, choć w bardzo zmienionej postaci.
Dobrze widać to na przykładzie psychologii osobowości. Wiele współczesnych teorii osobowości człowieka przedstawia ją jako zestaw kilku lub kilkunastu cech, które wszyscy posiadamy w większym lub mniejszym natężeniu. Tzw. Wielka Piątka np. opisuje ludzi na pięciu wymiarach: neurotyczności, ekstrawersji/introwersji, otwartości na doświadczenie, ugodowości i sumienności. Niejeden badacz postanowił sprawdzić, czy te same bądź podobne cechy da się wyróżnić u naszych ewolucyjnych krewnych, którzy, jak często utrzymują właściciele psów i kotów, też mają osobowość.
U psów Samuel Gosling i Oliver John odnaleźli cztery pierwsze wymiary Wielkiej Piątki, choć nazwali je nieco inaczej: reaktywność emocjonalna, energetyczność, intelekt i przywiązanie (sumienność u „swoich” zwierząt dostrzegają natomiast badacze szympansów). Gosling i John (z Virginią Kwan) porównywali też osobowości psów i ich właścicieli, uzyskując, co raczej nie zaskakuje, pozytywną i solidną korelację. Co istotne, charakter zwierzaków oceniali zarówno ich opiekunowie, jak też osoby, które tylko obserwowały je w trakcie wykonywania różnych zadań.
Badania takie prowadzone są często pod szyldem szeroko pojętej psychologii ewolucyjnej. Zakłada się w nich (a czasem też testuje) międzygatunkowe pokrewieństwo mechanizmów psychicznych, rozumianych jako adaptacje ewolucyjne. Paradygmat ewolucyjny jest we współczesnej psychologii bardzo popularny, co prowadzi niekiedy do powstawania koncepcji bardziej ewolucyjnych niż teoria ewolucji. Ryzykownie zakładają one prostą drogę od pokrewieństwa do podobieństwa.
Nisza psychologiczna
Metodologia badań nad zwierzęcą osobowością (a także inteligencją) jest wciąż ulepszana, trudno jednak uniknąć pytania o pułapkę antropomorfizacji. Behawiorystom zwierzęta służyły za modele gatunku ludzkiego, współczesnym badaczom ludzki umysł zdaje się służyć za model architektury psychicznej. Jako że badaczami są wyłącznie ludzie (choć autorami artykułów naukowych już nie wyłącznie, poszukajcie w internecie „H.A.M.S. ter Tisha”), trudno wyobrazić sobie inną perspektywę.
Prymatolog Frans de Waal podkreśla, że sensowne badania nad umysłami zwierząt innych niż ludzie muszą wyrastać z dogłębnej wiedzy na temat badanego gatunku. Definicja inteligencji, a w każdym razie metoda jej pomiaru, powinna się zmieniać w zależności od typu wyzwań, które dane zwierzęta napotykają w przyrodzie. Podobna uwaga dotyczy badań interakcji społecznych (patrz „Mądrzejsze, niż nam się wydaje”). Długo utrzymywano, że szympansy nie mają tzw. teorii umysłu – zdolności do odczytywania cudzych stanów mentalnych – ale sprawdzano właściwie tylko, czy szympans może wiedzieć, co myśli człowiek. Gdy doszło do eksperymentów z udziałem samych małp, teorię umysłu u szympansów odnaleziono (szympans bez strachu szedł po ukryty owoc, jeśli wiedział, że nie wie o nim osobnik alfa).
Nieuprawniony wniosek ze sprawy Mądrego Hansa, czyli odmawianie zwierzętom umysłów, ma coraz mniej poważnych zwolenników. Pozostaje jednakże przestroga: badanie tego, czego nie widać, wymaga najwyższej precyzji. Żaden człowiek nie wie, jak to jest być nietoperzem, szympansem czy psem. Naukowa psychologia jest zaskakująco trudną do porządnego uprawiania dziedziną, psychologia międzygatunkowa będzie jeszcze trudniejsza. ©
BARTŁOMIEJ KUCHARZYK jest psychologiem, prawnikiem i tłumaczem, członkiem Centrum Kopernika i koordynatorem Copernicus Festival.