Daniel Dennett – filozof klasyczny
Najbardziej zależy mu na pogodzeniu psychologii potocznej – czyli naszych zdroworozsądkowych poglądów na umysł – z tym, co o umyśle mówi nauka. Nawet jego liczni krytycy zgodzą się, że Dennett ma na tym polu ogromne osiągnięcia.
Być może najbardziej charakterystyczna cecha filozofa to sceptycyzm. W historii filozofii zdarzali się myśliciele wątpiący tak skrajnie i konsekwentnie, że nie tylko dzisiaj, lecz również w czasach im współczesnych można było podejrzewać, że mają zbyt dużo wolnego czasu. W przypadku niektórych filozofów, w miarę zapoznawania się z ich argumentacją, podejrzenia te stopniowo znikają. Aż w końcu dochodzi się do wniosku, że ich poglądy nie mogą być prawdziwe – nie można przecież tak myśleć na serio! – lecz wciąż nie wiadomo do końca, w którym miejscu je podważyć. Często właśnie dlatego koncepcjom filozoficznym udaje się przetrwać swoich twórców.
Autorzy takich koncepcji to filozofowie wyjątkowi. Jeśli można ich również nazwać filozofami klasycznymi – nawiązując nie do okresu, w którym tworzyli, lecz do wspomnianego sposobu i wpływu ich myślenia – to filozofem klasycznym będzie Daniel C. Dennett.
Święty Mikołaj i grzech śmiertelny
Ten amerykański myśliciel, pisarz i kognitywista, kierujący Centrum Badań Kognitywnych na Uniwersytecie Tuftsa, znajduje się obecnie w ścisłej czołówce najbardziej wpływowych myślicieli na świecie. Już sama jego aparycja wskazuje, że musi mieć on coś wspólnego z filozofią; choć bujna, jasna broda i słuszna postura kojarzą się również ze Świętym Mikołajem. Niektóre powody popularności Dennetta zostały już wspomniane – prezentuje poglądy równie zaskakujące, co przekonująco uzasadnione. Pisze zabawnie i porywająco, co w jego środowisku traktowane jest – jeśli przyjrzymy się pracom innych filozofów akademickich – jako grzech śmiertelny.
Nawet oryginalne idee nigdy nie powstają w intelektualnej próżni. W pracach Dennetta widać wpływ dwóch mentorów, Willarda Van Ormana Quine’a i Gilberta Ryle’a. Obaj ci myśliciele to giganci współczesnej filozofii, choć trudno o parę, która bardziej różniłaby się stylem filozofowania. Pełna formalizmów twórczość Quine’a wzorowana była na naukach przyrodniczych; chciał on wręcz zastąpić nimi filozofię, sądząc, że dzięki ich metodzie nareszcie będzie można odpowiedzieć na tradycyjne pytania filozoficzne. Ryle był natomiast przedstawicielem tzw. oksfordzkiej szkoły języka potocznego – próbując rozwikłać problemy filozoficzne, używał języka, którym posługujemy się na co dzień. Ta mieszanka stylów z pewnością silnie wpłynęła na Dennetta, który w swoich tekstach bazuje na osiągnięciach nauki, łagodząc jednak jej ostre, nieprzystępne krawędzie dzięki analizom z użyciem języka potocznego.
W znanym artykule opublikowanym w 1962 r. Wilfrid Sellars stwierdził: „Celem filozofii jest zrozumienie, jak rzeczy, w najszerszym możliwym sensie tego słowa, mają się do siebie, w najszerszym możliwym sensie tych słów”. Wypowiedź ta nabiera znaczenia, gdy wspomniany zostanie kontekst, w którym się pojawiła. Tytuł artykułu Sellarsa w języku polskim brzmi „Filozofia i naukowy obraz człowieka”. W tym tekście zadanie filozofii sprowadzone zostaje do dopasowania wszystkich rzeczy obecnych w naszym potocznym obrazie świata do tego, co znajduje się w naszym naukowym obrazie świata. Zadanie to jest się szczególnie doniosłe w ostatnich dekadach, gdy wskutek rozwoju nauk o człowieku napięcia pomiędzy naukowym i potocznym obrazem świata są coraz liczniejsze i wyraźniejsze.
Dennett, jak sam przyznaje, tak samo jak Sellars rozumie filozofię i taki sam cel stawia własnej pracy – zwłaszcza chodzi mu o uzgodnienie naszej psychologii potocznej – czyli naszych zdroworozsądkowych poglądów na umysł – z tym, co o umyśle mówi nauka. Jest przy tym Dennett jednym z tych myślicieli, którzy szczególnie dobrze odnajdują się na pograniczu filozofii oraz nauk doświadczalnych – w jego przypadku biologii ewolucyjnej oraz kognitywistyki. Jedną z jego największych zasług jest zbudowanie przy pomocy oryginalnych narzędzi pojęciowych podwalin pod unifikację wyników eksperymentalnych, pochodzących z rozmaitych nauk o umyśle i zachowaniu. Wielu zarzuca amerykańskiemu filozofowi, że jego dzieła od ponad dwóch dekad – przynajmniej od 1995 roku, gdy opublikował książkę „Darwin’s Dangerous Idea” – mają charakter zaledwie popularnonaukowy. Jego praca na obrzeżach dwóch światów, filozoficznego i naukowego, sprowadza się często do operowania sloganami, analogiami, metaforami i innymi nieprecyzyjnymi narzędziami do myślenia. Sprawia to, że nie jest stałym mieszkańcem żadnego z tych światów. Jednak najważniejsze dokonania Dennetta mają charakter bardzo techniczny – jak choćby praca doktorska „Content and Consciousness” czy zbiór esejów „The Intentional Stance” – i spotkały się one z dużym uznaniem w środowisku filozoficznym.
Przyjrzyjmy się teraz kilku ideom Dennetta, które rozstrzygnęły o jego szczególnym miejscu we współczesnej filozofii. Najważniejsze z nich dotyczą świadomości.
Iluzja świadomości
Jeszcze trzy dekady temu problem świadomości nie był traktowany przez naukowców poważnie. Christof Koch, uznany obecnie neurobiolog amerykański, który na początku swojej kariery –w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – postanowił zająć się tym zagadnieniem, został ostrzeżony, że powinien porzucić ten problem jako zbyt ryzykowny i znajdujący się na obrzeżach nauki. Zgodnie z definicją świadomości autorstwa brytyjskiego psychologa Stuarta Sutherlanda, opublikowaną w 1989 roku w „International Dictionary of Psychology”: „niemożliwe jest określenie, czym ona jest, co robi, lub dlaczego wyewoluowała. Na jej temat nie napisano nic, co warto byłoby przeczytać”.
Być może Sutherland zmienił zdanie już dwa lata później, w 1991 roku, jeśli przeczytał dopiero co wydaną książkę Dennetta „Consciousness Explained” (która, z niezrozumiałych powodów, ukazała się w polskim tłumaczeniu, zatytułowanym po prostu Świadomość, dopiero w 2016 roku). Dzieło to, którego indeks cytowań od 25 lat pozostaje na stałym, nieosiągalnym dla niemal żadnego innego filozofa poziomie, jest zaskakujące. Zgodnie z jego główną tezą, świadomość to tylko iluzja. Dennett odmawia więc realności czemuś, czego istnienie wydawać się może najbardziej oczywiste – naszym prywatnym doświadczeniom, emocjom i myślom, temu, że możemy patrzeć na świat ze szczególnego, pierwszoosobowego punktu widzenia. Dla niektórych, z Kartezjuszem na czele, istnienie świadomości było tak oczywiste, że uczynili z niej wręcz fundament swoich koncepcji. Według Dennetta im prędzej pozbędziemy się tych fałszywych poglądów, tym bliżsi będziemy rozwiązania zagadki świadomości, stanowiącej obecnie największe wyzwanie dla filozofów i naukowców.
Atak na intuicyjne, choć jego zdaniem fałszywe poglądy dotyczące świadomości amerykański filozof przeprowadza z użyciem rozmaitych narzędzi pojęciowych, z których jedne z najskuteczniejszych to analogie pomiędzy umysłem/mózgiem oraz komputerem/oprogramowaniem (hardware /software). Dennett utożsamia świadomość z wytworem wielu programów uruchomionych jednocześnie na jednym sprzęcie, czyli mózgu. Stwierdzenie, że świadomość istnieje, byłoby więc równoznaczne ze stwierdzeniem, że istnieją foldery, które widzimy na ekranie komputera. Wszystko, co widzimy oczami naszego umysłu, stanowi tylko rzeczywistość wirtualną. Posiada ona pewne zalety, pozwalając choćby na przetestowanie pewnych wyborów w kontekście ich skutków, zanim zostaną one faktycznie podjęte. Jednak poszukiwania realnego obiektu, który odpowiadałby świadomości, można porównać do poszukiwań prawdziwego Sherlocka Holmesa. Takie porównanie jest oczywiście kolejnym nieprecyzyjnym, lecz obrazowym i przydatnym narzędziem do myślenia, w jakich lubuje się Dennett.
W szponach zombie
Jedno z ulubionych zajęć autora „Świadomości” to dekonstrukcja różnorodnych eksperymentów myślowych, nazwanych przez niego „dźwigniami wyobraźni” (intuition pumps), stanowiących standardowy oręż w arsenale filozofów. (Termin „dźwignia wyobraźni” to doskonały przykład talentu Dennetta do ukuwania chwytliwych określeń, wchodzących później do powszechnego użycia w nauce i filozofii. W literaturze anglojęzycznej termin „intuition pump” używany jest już niemal powszechnie w odniesieniu do eksperymentu myślowego). Niektóre popularne dźwignie wyobraźni uważa on za wartościowe, lecz szczególnie interesująca jest jego krytyka tych, które uważa za nieprzydatne. Zdaniem Dennetta jedna z dźwigni wyobraźni, która wyrządziła wiele szkód w kontekście wyjaśnienia świadomości, to tzw. argument z zombie.
Argument ten jest nadzwyczaj prosty: wyobraź sobie, że masz sobowtóra. Osoba ta jest więc kropka w kropkę taka sama, jak ty – rozmawia, śmieje się, je i pije dokładnie takjak ty. Jedyna różnica pomiędzy tobą a twoim sobowtórem sprowadza się do tego, że, w przeciwieństwie do ciebie, jest on pozbawiony świadomości. Ta dźwignia wyobraźni jest, miejmy nadzieję, jedynie filozoficzną fikcją, lecz ów zombie jest logicznie możliwy – co oznacza, że można sobie wyobrazić jego istnienie. A to, jak uważają niektórzy, już wystarczy, by wykazać, że świadomość jest czymś, co nie może być wyjaśnione metodą naukową.
Zombie znalazły się w centrum sporu o świadomość głównie za sprawą australijskiego filozofia Davida Chalmersa, jednego z największych adwersarzy Dennetta. Echo sporu pomiędzy tymi myślicielami daje się słyszeć do dzisiaj, a ich argumenty pozostają zasadne choćby w kontekście dyskusji o popularnym obecnie serialu „Westworld”, którego fabułę napędza fakt uzyskania świadomości przez roboty. Zdaniem Chalmersa argument z zombi to doskonała ilustracja tzw. trudnego problemu świadomości – czyli próby wyjaśnienia, dlaczego świadomość istnieje. Z naukowego punktu widzenia, przynajmniej co do zasady, można bowiem wyjaśnić niemal wszystko, co dotyczy naszego zombie – nawet coś tak skomplikowanego jak działanie jego mózgu i jego wpływ na zachowanie. Zdaniem australijskiego filozofa, wciąż nie da nam to jednak odpowiedzi, dlaczego my jesteśmy świadomi, a zombie nie. Tak rozumiana świadomość stanowi pewien dodatek do czysto biologicznej natury człowieka. Jest to jednak dodatek kluczowy – jeśli nikt nie byłby w stanie niczego subiektywnie doświadczyć, wówczas można zasadnie zapytać, co w takim razie sprawia, że warto żyć.
Pogląd Chalmersa wydaje się być uwspółcześnioną wersją dualizmu kartezjańskiego, zgodnie z którym umysł i ciało należą do całkowicie od siebie niezależnych sfer istnienia. Takie postawienie sprawy stoi w sprzeczności z podejmowanymi przez Dennetta próbami odczarowania naszego myślenia o świadomości. Nie powinno więc dziwić, że amerykański filozof porównuje swojego australijskiego kolegę po fachu do zręcznego iluzjonisty, który odpowiednio dobierając słowa potrafi stworzyć wrażenie istnienia czegoś, co nie istnieje. Nie wspominając już nawet o tym, że miejsce zombie powinno się raczej znajdować w powieściach z gatunku fantastyki naukowej, a nie w akademickiej literaturze filozoficznej. Nawet jednak jeśli Dennett ma rację, to iluzja stworzona przez Chalmersa jest niezwykle skuteczna – wciąż trzyma w swoich szponach niejednego filozofa.
Kompetencja bez rozumienia
Sceptycyzm wobec szczególnej roli świadomości w myśleniu i zachowaniu znajduje odzwierciedlenie w innych koncepcjach Dennetta. Tylko trochę mniej kontrowersyjne są jego rozważania dotyczące faktycznego wpływu człowieka na ewolucję kultury. Argumentuje on, że ewolucją kulturową rządzi w gruncie rzeczy ten sam mechanizm, który odpowiada za ewolucję biologiczną, a więc ślepy dobór naturalny. W konsekwencji zarówno w naturze, jak i w kulturze próżno szukać inteligentnego projektu. Za zmiany odpowiadają przypadkowe mutacje. W naturze będą to mutacje genów, a w kulturze mutacje memów – jednostek informacji kulturowej, zawartych, m. in. w piosenkach, trendach w modzie czy teoria naukowych. Zaprzeczenie istnienia inteligentnego projektu w rozwoju kultury jest oczywiście szalenie kontrintuicyjne. Mimo wszystko Dennett podjął się obrony tego stanowiska w swojej najnowszej książce „Od bakterii do Bacha. O ewolucji umysłów”.
Kluczowe narzędzie pojęciowe, którego w rozważaniach dotyczących ewolucji kultury używa Dennett, to „kompetencja bez rozumienia”. Pojęcie do dotyczy zachowań, które wydają się inteligentne, lecz tak naprawdę nie są rezultatem myślenia. Stanowią efekt mozolnego procesu ewolucji, wypełnionego niezwykle „pomysłowymi” mutacjami, dającymi ewolucyjną przewagę posiadającym je osobnikom. Takie zachowania są bardzo częste w przyrodzie: począwszy od mikoroorganizmów a skończywszy na naczelnych. Nawet bakterie posiadają, w pewnym stopniu, zdolność do odróżniania bodźców i „właściwego” na nie reagowania. Inteligentne zachowanie bakterii nie oznacza jednak, że są one w stanie rozpoznać racje na rzecz korzystnego zachowania, a następnie kierować się tymi racjami i właściwie się zachować. Innymi słowy, ich zachowanie nie wynika z tego, że rozumieją jego faktyczne powody. To rozumowanie wydaje się bez zarzutu do czasu, gdy Dennett w mniej więcej ten sam sposób zaczyna opisywać sposób powstawania kultury człowieka. Twierdzi on, że również największe osiągnięcia człowieka są, przynajmniej w znacznym stopniu, skutkiem bezmyślnej selekcji, a nie dziełem myśli ludzkiej. Zdaniem amerykańskiego filozofa nasz umysł jest po prostu zbyt czuły, gdy idzie o wykrywanie celowości w otaczającym nas świecie. Podobnie jak przypisujemy czasem nieżyczliwe dla nas myśli naszym komputerom, denerwując się na ich niepożądane działanie, tak też odruchowo uznajemy, że wszystko, co zostało wytworzone przez człowieka, zostało przez niego wcześniej dokładnie przemyślane i zaplanowane.
Znając już nieco styl i poglądy Dennetta, nie powinniśmy być zaskoczeni jego refleksjami dotyczącymi wolnej woli. W przypadku tego problemu zaatakował on kolejną potoczną intuicję – przekonanie, że podejmując decyzje, posiadamy możliwość postąpienia inaczej, czyli możliwość wyboru pomiędzy różnymi sposobami zachowania się. Twierdzi, że „nie jest to wolność woli, której warto byłoby chcieć” – tworząc tym samym kolejne wyrażenie, które weszło do powszechnego użycia nie tylko w filozofii – gdyż wymaga ona indeterminizmu. Zdaniem Dennetta, indeterminizm jedynie pozornie ratuje wolną wolę, jako że jeśli nasze wybory nie są zdeterminowane, to muszą być w jakimś stopniu zależne od losu. Wolność woli, której warto chcieć, sprowadza się do możliwości zdeterminowania każdego wyboru przez nasze zamiary i przekonania.
Wielu krytyków ocenia poglądy Dennetta jako wręcz prowokacyjne. Nawet najbardziej zacietrzewieni przeciwnicy uznania świadomości za coś wymykającego się poznaniu naukowemu nie zaprzeczają zazwyczaj jej istnieniu. Uważają tak nie tylko liczni filozofowie, lecz również naukowcy. Warto to podkreślić, ponieważ Dennett wydaje się niekiedy prezentować swoje poglądy tak, jakby było to oficjalne stanowisko nauki. Niełatwo również zgodzić się z amerykańskim filozofem o wszechobecności kompetencji bez rozumienia w działaniu człowieka.
Trudno jednak czynić zarzut Dennettowi w odniesieniu do jego przystępnego, popularnego stylu filozofowania. Spór pomiędzy zwolennikami popularnej i akademickiej filozofii jest prawie tak stary jak sama filozofia – wystarczy wspomnieć porównania systematycznych pism Platona i Arystotelesa z bardziej przystępnymi, choć mniej precyzyjnymi rozważaniami epikurejczyków bądź stoików.
Ten amerykański filozof, który w swojej dziedzinie jest już, klasykiem, to jeden z lepszych przykładów wskazujących dlaczego strategia popularna może być wartościowa, jako że jest on chyba najbardziej odpowiedzialny za to, że filozofia umysłu podjęła dialog z naukami o umyśle. Dialog ten miał niezwykle pozytywny wpływ na obie dziedziny.