Co było pierwsze: złote jajko czy kura rokoko?
Czy powstanie sztuki niosło za sobą praktyczne korzyści i było adaptacją, czy raczej efektem ubocznym rozwoju zdolności poznawczych naszych przodków?
Neuronaukowiec Michael Gazzaniga rozważania nad sztuką proponuje rozpocząć od pytania: jakie miejsce w codziennym życiu człowieka zajmuje sztuka? Czy jest tylko „lukrem na cieście”, na który pozwalamy sobie, gdy załatwiliśmy już wszystkie inne „przyziemne” sprawy, takie jak: opłacenie rachunków, zatankowanie samochodu, kupno artykułów pierwszej potrzeby? A może zamiast porównywać sztukę do lukru, powinniśmy mówić o niej bardziej w kontekście „cukru”, bądź „proszku do pieczenia”? Może to właśnie sztuka ukształtowała nasz gatunek i naszą cywilizację, może bez niej do dzisiaj nie wyszlibyśmy z jaskiń?
Nie wszystkie kwestie związane z miejscem, jakie sztuka zajmuje w życiu człowieka, da się jednoznacznie wyjaśnić. Aby jednak odpowiedzieć na część pytań, spróbujmy dowiedzieć się, kiedy ten „proszek do pieczenia” mógł zostać wyprodukowany.
Surrealistyczny topór na mamuta
Do wyjaśnienia genezy działalności artystycznej naszych przodków niezbędna jest analiza artefaktów odkrytych przez archeologów: pierwszych ozdób, malowideł skalnych czy narzędzi. Wliczanie tych ostatnich do zbioru działalności artystycznej wzbudza kontrowersje, jednak zwolennicy uznawania narzędzi za przedmioty z pogranicza dzieł sztuki podkreślają, że ich stworzenie wymagało twórczego namysłu.
Szympansy wykorzystują kamienie do rozbijania łupin orzechów, nigdy jednak zaobserwowano, aby w środowisku naturalnym nasi małpi kuzyni celowo starali się nadawać kamieniom określony kształt. Natomiast człowiek prehistoryczny, aby wykonać topór, obłupywał surowiec wzdłuż linii najmniejszego oporu. Najstarsze kamienne topory zostały odnalezione przy szczątkach gatunku Homo erectus, datowanych na 1,4 miliona lat. Najmłodsze znaleziska liczą sobie około 128 000 lat.
Steven Mithen, brytyjski archeolog, uważa, że wykucie topora z kamienia o przypadkowym kształcie może świadczyć o pewnych zdolnościach twórczych. Ponadto, 250 000 lat temu ostrza siekier wytwarzanych przez pierwszych przedstawicieli gatunku Homo sapiens zaczęły zdobić symetrycznie ulokowane skamieliny.
Pojawia się zatem zasadnicze pytanie: czy ludzkie zdolności artystyczne ewoluowały stopniowo i to one były jednym z motorów napędowych dalszego rozwoju, czy raczej dzieła sztuki zaczęły pojawiać się wtedy, gdy dobór naturalny wyposażył naszych przodków w kreatywne i twórcze mózgi. Jakkolwiek było, większość badaczy zgadza się z faktem, że około 40 000 lat temu doszło do eksplozji aktywności artystycznej naszych przodków.
Sztuka dla sztuki czy sztuka przetrwania?
Już Karol Darwin przekonywał, że zmysł estetyczny to zdolność powstała na drodze doboru naturalnego. Ellen Dissanayake poszła o krok dalej, stwierdzając, że sztuka jest „zachowaniem biologicznym”. Z kolei Steven Pinker, nie przekonany o słuszności tej tezy, skłania się do uznania sztuki jako „ubocznego produktu innych funkcji mózgu”. Trawestując stare powiedzenie, gdzie spotykają się dwa sprzeczne poglądy, musi pojawić się też i ten trzeci.
W nim twórcy psychologii ewolucyjnej – John Tooby i Ledy Cosmides – zwracają uwagę na fakt, że doświadczanie sztuki (czyli tak naprawdę wytworu ludzkiej wyobraźni), jest czynnością przyjemną samą w sobie. Doszli oni do wniosku, że dobór naturalny wyposażył ludzi w umysłowy moduł pozwalający na odróżniania pozorów od rzeczywistości, dlatego też nasze upodobanie do fikcji może nieść za sobą wymierne korzyści.
Te korzyści to poznaniu skutków zachowań oraz towarzyszących im okolicznościom bez konieczności doświadczania ich – często bolesnego – w realnym świecie. Jeśli w prawdziwym życiu napotkamy na okoliczność znaną nam z filmu, spektaklu, fabuły książki, będziemy w stanie skorzystać z posiadanej już bogatej wiedzy na zaistniałą sytuację. Bohaterowie horrorów zawsze wchodzą do ciemnych pomieszczeń, żeby sprawdzić czy nie czają się tam przypadkiem wszelkiej maści przestępcy. Wszyscy wiemy (dzięki sztuce) jak to się zwykle kończy. Nasi przodkowie mogli np. tworzyć malowidła polowań, by zastanawiać się nad najlepszą taktyką na ubicie mamuta.
Taki „mechanizm rozdzielania” – odróżniania pozorów od rzeczywistości – wydaje się występować jedynie u ludzi. Mógł on ewoluować dalej. Nasz gatunek przoduje w liczbie wykorzystywanych „informacji prawdziwych warunkowo”. Jesteśmy w stanie stwierdzić, że dana informacja jest prawdziwa tylko latem, tylko wtedy, gdy usłyszymy ją od konkretnej osoby, jest prawdziwa nad jeziorem, ale już nie nad rzeką, tylko w odniesieniu do badań A, a nie do badań B…
Nasz mózg pozwala na przechowywanie informacji prawdziwych tylko w określonym miejscu, w określonym czasie, w odniesieniu do danej osoby. Potrafimy nie tylko rozkładać konkretne informacje na elementy pierwsze, ale także mieszać je i na nowo łączyć ze sobą. Umożliwia nam to niebywałe dostosowanie się do różnych sytuacji w przeróżnych środowiskach.
Zatem sztuka może pomagać w procesie uczenia się, przewidywania i kategoryzacji określonych sytuacji, a co za tym idzie, przyczynia się do naszego przetrwania. Jak konkluduje Edward O. Wilson: „Procesy dziedziczenia nie miały dość czasu, aby poradzić sobie z ogromem nowych możliwości ujawnionych przez ludzką inteligencję (…). Lukę te wypełniła sztuka”.
Posuńmy się o krok dalej i zadajmy pytanie, czy sztuka oprócz tej pomocy, ma nam do zaoferowania coś więcej? Czy może pozytywnie wpłynąć na nasze zdolności intelektualne? Gazzaniga problem ten przedstawia na przykładzie sztuki organizacji struktur dźwiękowych w czasie – muzyce. Najprawdopodobniej pełniła ona jakąś funkcję adaptacyjną. Być może umacniała więzi społeczne w grupach, albo pozwalała wygrać rywalizację o partnera lub, jak uważał Darwin, była formą komunikacji – protojęzykiem.
Opium dla uszu
Niezależnie od tego, muzyka może wzbudzać (i robi to skutecznie) emocje, niejednokrotnie tak silne, że słuchaniu jej towarzyszą reakcje fizjologiczne: przyspieszone tętno, ciarki na plecach i „gęsia skórka”. Co więcej, gdy delektujemy się muzyką, która wybitnie trafia w nasze gusta, organizm wprowadza się w stan euforii, produkując naturalne opioidy. Badania neuroobrazowe przeprowadzone na muzykach słuchających swoich ulubionych kompozycji udowodniły, że melodie przyprawiające nas o dreszcze aktywizują te same struktury mózgowe, które uruchamiają się również w reakcji na inne czynności wywołujące euforię: spożywanie pokarmów bogatych w cukry i tłuszcze, seks, czy przyjmowanie „narkotyków rekreacyjnych”.
Do bardziej dokładnych badań zostały zaproszone osoby nie będące muzykami. Podczas testów stwierdzono u badanych aktywizację podwzgórza (kontrolującego oddychanie, tętno i dreszcze przebiegające wzdłuż pleców), a także okolic mózgu odpowiedzialnych wydzielanie dopaminy – neuroprzekaźnika układu nagrody, wywołującego uczucie przyjemności.
Dobry nastrój zwiększa naszą kreatywność, poczucie bezpieczeństwa, elastyczność poznawczą, płynne wysławianie się, rozwiązywanie problemów w niesprzyjających okolicznościach, a także pozwala w większym stopniu kontrolować nam impulsy emocjonalne. Można wnioskować, że to wszystko nie było bez znaczenia w warunkach, z jakimi musieli zmagać się nasi przodkowie.
Co więcej, edukacja artystyczna (w tym i muzyczna), koreluje ze wzrostem umiejętności arytmetycznych, językowych, rozwojem percepcji wzrokowej czy lepszym kontrolowaniem uwagi. Dowodzą tego badania, jakie Hellen Neville z Uniwersytetu Stanu Oregon przeprowadziła na dzieciach w wieku od trzech do pięciu lat, z których część uczestniczyła w zajęciach artystyczno-muzycznych, a część nie.
Artystyczny duch człowieka posiada cielesne, biologiczne korzenie. Niezależnie od tego, czy jesteśmy w stanie ostatecznie rozstrzygnąć, jak wielką rolę sztuka odegrała w ewolucji ludzkości, nie można nie zauważyć, że jej rozwój niósł pozytywne konsekwencje.
Umiejętność oddzielania fikcji od rzeczywistości i wykorzystanie informacji prawdziwych warunkowo sprawia, że jesteśmy w stanie przełamać sztywne schematy zachowań panujące wśród innych gatunków. Dzięki sztuce świat może być również bardziej radosny i piękniejszy. Być może z tego wszystkie zdawali sobie sprawę już ci z naszych przodków, którzy po raz pierwszy ozdabiali malowidłami jaskinie w dzisiejszej Francji.
Konrad Bińczyk