Co było pierwsze: słowa czy gesty?
O pochodzeniu być może najważniejszego dla naszego gatunku wytworu ewolucji – języka naturalnego – wciąż wiemy zawstydzająco mało.
Komunikacja jest w świecie zwierząt zjawiskiem powszechnym, spotykanym na całym „drzewie życia” – i przybierającym wiele form. Może odbywać się za pomocą gestów (np. u małp człowiekowatych), sekwencji ruchów (rytuały uwodzenia partnerów u ptaków), zapachów (feromony wydzielane przez owady), dźwięków (np. rechotanie żab), zmian kolorów ciała (u mątw), bioluminescencji (czyli emisji światła – np. przez świetliki czy ryby głębinowe), wyrazów mimicznych (w tym śledzenia wzroku), a nawet drgań rozchodzących się w wodzie lub glebie, na liściach czy pajęczynie. Oczywiście, przedstawiciele wielu gatunków wykorzystują często kilka form i kanałów komunikacji, z których każdy mógł mieć osobną ewolucyjną historię.
O komunikacji najogólniej mówimy wtedy, gdy jakiś komunikat zostaje wyemitowany przez nadawcę do odbiorcy – przy czym nadawca nie zawsze musi działać celowo ani nawet być świadom obecności odbiorcy. Może emitować sygnały komunikacyjne bezwiednie, np. w reakcji na określone bodźce środowiskowe lub z powodu przeżywanych stanów emocjonalnych. Wydaje się, że większość zwierzęcej komunikacji ma taki właśnie charakter. Nie jest to specjalnie zaskakujące, bowiem ogromną większość zwierzęcych komunikatów stanowią sygnały alarmowe (ostrzeżenia na widok drapieżnika), sygnały związane z przywoływaniem lub uwodzeniem partnera (to jedna z głównych funkcji ptasich śpiewów), ostrzeżenia przed wkroczeniem na kontrolowane przez danego osobnika terytorium (taką funkcję spełniają wykonywane w duetach śpiewy gibonów) czy komunikaty o znalezieniu i lokalizacji źródła żywności (słynny taniec pszczół). Każdy z tych komunikatów ma specyficzny kontekst – środowiskowy lub emocjonalny. Tego rodzaju komunikacja nie jest elastyczna – zwierzę nie potrafi wyemitować komunikatu bez odpowiedniego kontekstu – ani nie może przekazywać dowolnych treści. Zaletą takiej komunikacji są niskie wymagania poznawcze – dobór naturalny mógł ją zaprogramować nawet u tych zwierząt, które trudno podejrzewać o to, by mogły kierować się jakimiś świadomymi intencjami.
Znaczenie takich komunikatów z reguły ma podłoże genetyczne i zwierzęta nie muszą się go uczyć (choć niektóre potrafią to robić – wykazano np. że impale, zebry i antylopy gnu rozumieją sygnały alarmowe emitowane nie tylko przez osobniki zaliczane do tego samego gatunku, ale także do obu pozostałych).
Brak ciągłości?
Język naturalny, jakim posługują się ludzie, wyróżnia się na tym tle: jest bardzo elastyczny, pozwala na przekazywanie właściwie dowolnych treści (nawet fikcyjnych czy absurdalnych), ma wymiar symboliczny (musimy nauczyć się znaczeń wypowiedzi językowych – nie jest to dla nas wiedza wrodzona), a przede wszystkim – na ogół używamy go celowo.
W przypadku wielu ludzkich cech anatomicznych oraz praktyk i zachowań możemy mówić o ewolucyjnej ciągłości. Przykładem są dwunożna postawa i używanie narzędzi – kiedyś uznawane za cechy jednoznacznie definiujące rodzaj ludzki; dzięki zapisowi kopalnemu możemy prześledzić, jak rozwijały się one w toku ewolucji u naszych przodków. Ich przejawy odnajdujemy także u spokrewnionych z nami zwierząt (małpy człowiekowate potrafią chodzić na dwóch nogach, choć nie robią tego na długich dystansach; wiele gatunków małp używa rozmaitych narzędzi, np. kamieni do rozłupywania orzechów). Z językiem sprawa wydaje się bardziej skomplikowana – badaczom długo wydawało się, że żadna z form zwierzęcej komunikacji nie ma z nim na tyle dużo wspólnego, by można było uznać ją za ewolucyjny prekursor języka. Zapis kopalny niewiele może pomóc – ponieważ słowa ani gesty nie kamienieją, nasze ewolucyjne spekulacje możemy oprzeć na bardzo pośrednich wskazówkach, np. zaawansowania społecznego czy zasięgu występowania różnych gatunków hominidów.
Np. Daniel Everett uważa, że językiem musiał posługiwać się Homo erectus (który pojawił się około 2 mln lat temu i wyginął 100 tys. lat temu), ponieważ przedstawiciele tego gatunku zakładali obozwiska, w których występował wyraźny podział pracy – pewne przestrzenie przeznaczone były na wypoczynek, inne na przetwarzanie mięsa, inne – na przetwarzanie roślin. Co więcej, Homo erectus docierał na odległe wyspy (np. Kretę) – musiał więc znać się na żeglarstwie. Osiągnięcie tego wszystkiego bez zaawansowanego języka, twierdzi Everett, byłoby niemożliwe.
Bez konsensusu
Wróćmy jednak do małp człowiekowatych: zdaniem psychologa Michaela Tomasella posiadają one bogaty repertuar wokalizacji (np. używanych np. wtedy, gdy widzą wroga, zagraża im drapieżnik czy gdy znalazły pożywienie), ale te użycia nie są elastyczne. Małpy wokalizują dość bezwiednie. Dlatego trudno uznać, że z tego rodzaju sygnałów wyewoluowały słowa, obecne w języku naturalnym. Zdaniem Tomasella jako pierwszy rozwinął się język gestów, będący czymś pomiędzy pantomimą a współczesnym językiem migowym – i to taka forma komunikacji utorowała drogę do ewolucji obwodów mózgowych, które następnie zostały zaadaptowane do przetwarzania mowy – będącej późniejszym, kulturowym wynalazkiem. Za pierwszeństwem gestów zdaniem Tomasella przemawiać ma fakt, że małpy człowiekowate w kilku sytuacjach potrafią posługiwać się gestami intencjonalnie: np. do zwrócania czyjejś uwagi (np. uderzają dłonią o ziemię albo rzucają kamieniem) czy zdradzania swojej intencji (np. ciągną innego osobnika za rękę w kierunku, w którym chcą iść).
Niemniej jednak, ostatnie lata przynoszą nowe odkrycia w dziedzinie naturalnej małpiej komunikacji. Dzięki badaniom z obszaru „małpiego językoznawstwa” (ang. primate linguistics), czyli stosowaniu metod tradycyjnego językoznawstwa do analizy małpich wokalizacji, dowiedzieliśmy się, że wokalna komunikacja naczelnych jest bardziej złożona, niż mogło się do tej pory wydawać. Rozmaite eksperymenty nagraniowe (ang. playback experiments) pokazały, że znaczenie wokalizacji modyfikowane jest przez składnię; że każdą wokalizację można rozpisać na poszczególne elementy (sylaby), a przestawienie ich kolejności wpłynie na reakcję odbiorców.
Wiemy też, że małpy posiadają tzw. teorię umysłu – a więc traktują innych jako jednostki intencjonalne, czyli takie, z którymi warto się celowo komunikować. Ogółem, w ich życiu wokalizacje zdają się odgrywać ważniejszą rolę niż gesty. Dlatego coraz więcej uczonych wskazuje dzisiaj na to, że korzeni naszego własnego języka nie powinniśmy szukać wyłącznie w małpich gestach – nasze ewolucyjne scenariusze muszą zacząć uwzględniać również małpie wokalizacje.
Trzeba jednak pamiętać, że wciąż znajdujemy się dopiero na początku drogi – i do rozwinięcia jednej z najważniejszych zagadek nauki potrzebne są nowe odkrycia, nie tylko w dziedzinach zwierzęcej komunikacji, ale także w paleoantropologii czy neurobiologii.
Łukasz Kwiatek
Nauka na żywo II: wielkie debaty – zadanie finansowane w ramach umowy 761/P-DUN/2019 ze środków Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeznaczonych na działalność upowszechniającą naukę.
Zobacz wykład Sławomira Wacewicza o ewolucji języka