Z dziejów rzymskiej propagandy
Rzymianie jako pierwsi korzystali ze swoistego massmedium – produkowanych w dużej liczbie monet, za pomocą których przekazywali idee i kształtowali swój publiczny wizerunek.
Propaganda najczęściej kojarzy nam się ze złowieszczymi reżimami totalitarnymi XX-wieku. Po prawdzie jednak jej źródeł szukać należy u zarania polityki, gdy nasi przodkowie po raz pierwszy zaczęli używać mowy i politykować. Choć większość starożytnych cywilizacji w mniejszym lub większym stopniu wykorzystywało techniki propagandowe, żadna nie osiągnęła w tym takiej biegłości jak Rzymianie. Być może wynikało to z faktu, że w czasach Republiki, liczni politycy konkurowali ze sobą, doskonaląc propagandę, która w pełni rozkwitła w okresie wojen domowych po zamordowaniu Cezara oraz później w czasach Cesarstwa. Rzymianie jako pierwsi korzystali też ze swoistego massmedium – produkowanych w dużej liczbie monet, za pomocą których przekazywali idee i kształtowali swój publiczny wizerunek.
Początkowo przedstawienia namonetarne i towarzyszące im napisy były mocno zestandaryzowane, głosząc raczej chwałę Państwa Rzymskiego, niż osób odpowiedzialnych za wybijanie monet. Z wolna zaczęło się to jednak zmieniać w II w. p.n.e., gdy zajmujący się tym urzędnicy zwani triumwirami monetarnymi jęli nieśmiało ingerować w tradycyjny design. Pierwszym krokiem było umieszczanie na krążkach swoich imion. Z czasem zmieniać zaczęto również przedstawienia. W efekcie już pod koniec II wieku p.n.e. ikonografia monet była bardzo zróżnicowana. Zmieniający się co roku urzędnicy odpowiedzialni za produkcję pieniądza umieszczali na nich bowiem symbole, które odnosiły się do nich, najczęściej przypominając chwalebne czyny przodków i/lub bóstwa opiekuńcze. Wówczas to monety stały się jednym z elementów propagandowej wojny między politykami i rodami, z których się wywodzili. Domniemywać można, że głównym odbiorcą tych przekazów byli obywatele rzymscy, szczególnie ci mieszkający w samej stolicy lub jej pobliżu. To oni bowiem najczęściej brali udział w wyborach.
Kości zostały rzucone
Sytuacja zmieniła się, gdy w 49 r. p.n.e. Cezar postanowił przekroczyć Rubikon i rzucić zbrojnie wyzwanie swoim przeciwnikom w Rzymie. Wódz rozpoczął tym samym okres wojen domowych, które toczyły się z mniejszą lub większą intensywnością przez kolejne dwadzieścia lat. Wówczas to nadzór nad biciem monety wyślizguje się Senatowi i przechodzi w ręce walczących o władzę wodzów zmuszonym do opłacania swoich wojsk. Przy okazji walki zbrojnej, prowadzą oni też intensywną wojnę propagandową, a umieszczane symbole przestają odnosić się do sukcesów przodków, a zaczynają do sukcesów samych propagandystów. To wtedy po raz pierwszy na monecie umieszczony zostaje portret żyjącego Rzymianina, co wcześniej objęte było swego rodzaju tabu (do tej pory nie udało się jednak ustalić, komu dokładnie przyznać palmę pierwszeństwa).
Jako że to żołnierze zapewnili ostateczne zwycięstwo Oktawianowi Augustowi, który w efekcie stał się pierwszym cesarzem, pozostali oni, jak się uważa, głównym celem namonetarnej propagandy. Nie byli jednak jedynym. Wygląda bowiem na to, że Rzymianie zdawali sobie sprawę z faktu, że różne nominały monet krążyły wśród różnych warstw i klas społecznych. Już na pierwszy rzut oka widać na przykład, że w okresie cesarstwa przedstawienia słynnych budowli wznoszonych przez kolejnych władców – jak choćby Kolosseum, które cesarz Tytus (panował w latach 79-81 n.e.) umieścił na rewersie słynnego sesterca, wyprodukowanego zapewne w celu rozdania go jako pamiątki w czasie inauguracji amfiteatru – podziwiać można było raczej na nominałach o mniejszej wartości, produkowanych z różnych stopów brązu. Te zaś na co dzień używane były przede wszystkim przez niższe warstwy społeczne. Czy działo się tak dlatego, że monumentalne budowle imponowały przede wszystkim biedniejszym mieszkańcom Imperium?
Badania Nathana Elkinsa z Baylor University w Teksasie pokazują, że sprawa była nieco bardziej skomplikowana. Po pierwsze, zauważyć należy, że budowle i monumenty umieszczano nie tylko na nominałach mniejszej wartości, takich jak wspomniany wyżej sesterc. Czasem pojawiają się one na monetach srebrnych, tj. denarach, a czasem nawet na złotych – aureusach. Elkins wysunął więc tezę, że wybór kruszcu zależał od tego, co dokładnie zamierzał przekazać swoim poddanym cesarz. Wybierał on monety srebrne i złote wtedy, gdy chciał by komunikat zawarty w monecie wykraczał poza jedynie chwalenie się wzniesieniem lub wyremontowaniem wspaniałej budowli. Ukazanie budowli było wówczas jedynie symbolicznym ukazaniem innej idei. Przykładem może być tu aureus Klaudiusza. Monety takie bito w kilku seriach w pierwszej połowie rządów cesarza przypadających na lata 41-54. Na ich rewersie widzimy przedstawienie obozu pretorianów, gwardii cesarskiej. Warto przy tym pamiętać o okolicznościach, w jakich Klaudiusz wyniesiony został na tron. Został on cesarzem po zamordowaniu niesławnego Kaliguli, a zawdzięczać to mógł właśnie gwardzistom, którzy wedle źródeł historycznych znaleźli go chowającego się za kotarą w pałacu cesarskim, gdzie schronił się w obawie o własne życie. Pretorianie zamiast zgładzić, wynieśli go na tron. Przedstawienie obozu pretoriańskiego jest więc symbolem wdzięczności cesarza. Na innej złotej monecie tego samego cesarza widzimy zaś łuk triumfalny podpisany DE GERMANIS, a więc symbolizujący zwycięstwo nad Germanami.
Badając znaleziska monet z przedstawieniami budowli Elkins zauważył, że ich geograficzny rozkład różni się w zależności od tego, co chciał przekazać cesarz, a zatem, jakiego kruszcu użył. Te, na których władca jedynie chwalił się budową, znajdowane są głównie na terenie samego Rzymu i Italii, natomiast te, które miały głębsze symboliczne znaczenie, znajdowane są w większych ilościach również w innych częściach Imperium.
Legio X
Wróćmy jednak do żołnierzy. Okazuje się bowiem, że przynajmniej od czasu do czasu cesarze nie traktowali ich jako jednej szarej masy, wybierając odpowiednie przekazy dla mniejszych grup. Przykład takiego właśnie targetowania odkryła Fleur Kemmers z Uniwersytetu Johanna Wolfganga Goethego we Frankfurcie. Numizmatyczka ta badała znaleziska z terenów dzisiejszej Holandii, szczególnie okolic legionowego obozu w Nijmegen. Porównując serie monet wybitych w latach 90-91 n.e., które znaleziono w tym miejscu, ze znaleziskami z fortu w Hofheim, zauważyła znaczące różnice w ich ikonografii. Skąd mogły się wziąć? Otóż w obozach tych stacjonowały jednostki, które brały udział w mającej miejsce w 89 r. n.e. rewolcie Saturnina skierowanej przeciw cesarzowi Domicjanowi (panował w latach 81-96 n.e.). Legio X Gemina z Nijmegen pozostała wierna dotychczasowemu władcy, natomiast niezidentyfikowana jak dotąd jednostka z Hofheim poparła uzurpatora.
Porównując monety wybite tuż po stłumieniu rewolty znalezione w tych dwóch miejscach, Kemmers zauważyła, że w Nijmegen prawie połowa znalezionych numizmatów nosiła na rewersie przedstawienie Virtus – personifikacji męstwa i odwagi. W Hofheim i okolicach typy z boginią były znacznie mniej liczne, stanowiły jedynie 19 proc. wszystkich znalezisk. Na tej podstawie badaczka wysunęła hipotezę, że cesarz wysyłając do siedziby legio X Gemina żołd polecił, by szczególnie podkreślić lojalność tej jednostki i nagrodzić legionistów monetami z boskim Virtus. W starożytnym Rzymie lojalność żołnierzy była kluczem do cesarskiej purpury. Nic więc dziwnego, że władcy dbali o to, by motywować ją nie tylko żołdem, ale również łechtać ich próżność górnolotnymi hasłami.
KAMIL KOPIJ
Publikacja finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” w latach 2016-2019